Etykiety

11.26.2012

"Siedlisko" Janusz Majewski


Kiedy w wieku 23 lat wychodziłam za mąż, byłam wielokrotnie pytana czy zdaje sobie sprawę z powagi tej decyzji. Obcy ludzie starali się uświadomić mi, że życie u boku męża po grób nie zawsze może wiązać się z sielanką. Rozwodzili się na temat przeszkód jakie czyhać będą gdzieś po drodze, nieporozumień, konfliktów no i oczywiście na temat tego, że na stare lata zostanie nam już tylko rutyna i przywiązanie, a miłość odfrunie gdzieś daleko. Czy życie musi tak wyglądać? Czy to jakaś złota zasada długoletniego małżeństwa?

Książka "Siedlisko" opowiada o małżeństwie z ponad 30-letnim stażem. Marianna i Krzysztof na pozór wydają się zupełnie różni. On jest naukowcem, który przez całe swoje życie oddany był pracy naukowej. Jest to typ mężczyzny, który nie nadaje się do życia w pojedynkę. Jest bowiem troszkę nieporadny, zagubiony i nieco introwertyczny. Ona to romantyczna dusza, artystka, obdarzona uroczym temperamentem, zaradna i roześmiana kobieta. Para wiedzie spokojnie życie w Warszawie, do czasu, kiedy dowiadują się o odziedziczeniu malowniczo położonej posiadłości na Mazurach.

Nie trudno się domyślić, iż ten fakt, zupełnie komplikuje im życie. Postanawiają porzucić dotychczasowe mieszkanie, zostawić za sobą zgiełk, zapach spalin, ogromne wieżowce i bezustanny pęd. Mazury zachwycają ich swym pięknem a miejscowość do której się przeprowadzają - dziewiczością i spokojem. Jednak aby spełniły się ich marzenia o spokojnej starości, zmuszeni są stawić czoła nieoczekiwanym przeszkodom oraz niespodziewanym gościom.

Bohaterowie książki Janusza Majewskiego to postaci niezwykle rzeczywiste. Nie składają się bowiem z samym zalet i głównie dlatego wydają się nam bardziej ludzcy. Opis wiejskich krajobrazów sprawia, że zupełnie zapomniałam o zbliżającej się zimie i wracałam myślami do wydarzeń z wakacji. Po przeczytaniu książki dowiedziałam się, że powstał serial o tym samym tytule, więc niewykluczone, że niebawem zapoznam się także i z nim.

We mnie również istnieje potrzeba odpoczynku w bardziej romantycznych okolicznościach przyrody niż codzienny chaos wielkiego miasta. Jestem pewna, że gdybym przeprowadziła się na wieś i zaczęła wieść prostsze, spokojniejsze i bardziej sielskie życie, byłabym szczęśliwsza. Póki co niestety jest to niemożliwe. Dlatego czytając "Siedlisko" miałam przed oczami również wizję swojego idealnego życia gdzieś na uroczej wsi. Polecam Wam tę lekturę, jeżeli lubicie historie o nieśpiesznej, wypełnionej wzruszeniami i małymi chwilami grozy egzystencji gdzieś w zapomnianych zakątkach Polski.

Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Marginesy

11.25.2012

"Berlin. Miasto kamieni" oraz "Berlin. Miasto dymu" Jason Lutes


Nie da się ukryć, że komiks autorstwa Jasona Lutesa jest jednym z tych, które można uznać za rodzaj sztuki, arcydzieło. Komiks powstawał aż 10 lat. W Polsce pierwszy tom miał swoją premierę w 2008 roku, natomiast drugi ukazał się rok temu nakładem Wydawnictwa Kultura Gniewu.



Pierwszy tom „Berlin. Miasto kamieni” zaczyna się od wydarzeń mających miejsce we wrześniu 1928 roku. Autor ukazuje nam sytuację polityczną kraju, ogarniętego chaosem po niedawno skończonej wojnie. W powietrzu wisi pewnego rodzaju napięcie, które nie wróży niczego dobrego. Atmosfera zagęszcza się, kiedy do głosu dochodzą nacjonaliści. Jednak Berlin nie żyje wyłącznie polityką. Berlin to także miasto, w którym na pierwszy plan wysuwają się przeciętni bohaterowie, stawiający czoła codziennym problemom. Poznajemy studentkę sztuk pięknych, ambitnego dziennikarza oraz wielodzietną rodzinę, która z dnia na dzień zostaje pozbawiona źródła dochodu. Każdy z tych bohaterów uwikłany zostaje (chcąc, nie chcąc) w dramaty i tragedie, rozgrywające się każdego dnia na zatłoczonych ulicach. Przychodzi im zmierzyć się nie tylko z własnymi słabościami, a może i przede wszystkim z uciśnieniem i śmiercią.



Drugi tom „Berlin. Miasto dymu”jest kontynuacją losów bohaterów poznanych w tomie pierwszym. Tym razem jednak zmienia się nieco tło polityczne i coraz częściej mówi się o wybuchu kolejnej wojny. Mimo czyhającego „za ścianą” niebezpieczeństwa, Lutes postanawia ukazać Berlin z innej strony, niż miało to miejsce w poprzednim tomie. Poznajemy Berlin obfitujący w nocne rozrywki, koncerty, suto zakrapiane bale, ciekawe kluby dla młodych oraz pokusy jakimi uwodził spragnionych wolności obywateli. Obserwujemy jak przełamują się powszechnie panujące tabu, do głosu dochodzą odmienności seksualne i rozmaite dewiacje. Ten tom znacznie różni się atmosferą od pierwszego, przepełnionego krwią i agresją.

Na uwagę zasługuje bardzo dokładna kreska. Nie dziwię się, że tworzenie komiksu zajęło autorowi tak dużo czasu. Na każdym planie widać wręcz obsesyjną dbałość o szczegóły, profesjonalne podejście do tematu i estetykę. Na pierwszy rzut oka widać, ile pracy i wysiłku włożył w swoje dzieło Jason Lutes.



Nie wiem na kiedy planowane jest wydanie trzeciej części komiksu, jednak jestem pewna, że takowy z pewnością niedługo zagości na półkach naszych księgarń. Na dobre wsiąkłam w atmosferę komiksu i z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Zakończenie pierwszego, jak i drugiego trzyma czytelnika w niepewności i bywa nieznośne.

Proszę, nie przekreślajcie komiksów. Wiem, że większości kojarzy się z durnowatymi mangami lub opowiastkami o latających smokach i innych dziwadłach i bardzo trudno zmienić to przekonanie. Na własnej skórze doświadczam emocji, jakie niesie ze sobą naprawdę dobry komiks. Czytanie komiksów jest ucztą dla nieomal wszystkich zmysłów (wszystkich jeżeli jednocześnie popijać będziemy aromatyczną herbatkę). Spróbujcie zapoznać się bliżej z tą formą przekazu treści, a zobaczycie, że mam rację.

11.24.2012

"Freddie Mercury. Biografia legendy" Lesley-Ann Jones


Dokładnie 21 lat temu, 24 listopada 1991 roku w swoim domu w Londynie, po wielu miesiącach ciężkiej choroby umiera Freddie Mercury - legenda muzyki rockowej. Jego nagła śmierć wstrząsa milionami fanów na całym świecie, którzy od dawna zaniepokojeni byli wyglądem swojego idola. Jednak Freddie nagrywał i tworzył do samego końca. W momencie, kiedy choroba odbierała mu siły i głos, wyczerpany i doprowadzony do granic ludzkiej wytrzymałości, nagrywa najpiękniejsze i najsmutniejsze piosenki w swoim życiu ("Mother love" czy "The show must go on").

Jakieś 2 lata temu opublikowałam tutaj tekst opisujący biografię Freddiego autorstwa Lesley-Ann Jones i bardzo narzekałam, że nakład został wyczerpany i ubolewam okrutnie z tego powodu. Otóż w tym roku Wydawnictwo Dolnośląskie wypuściło na rynek pięknie wydaną, bogato ilustrowaną, historię małego chłopca urodzonego na dalekim Zanzibarze, który stał się ikoną, jeszcze za życia.

Ten, kto nigdy nie interesował się życiem i twórczością wokalisty zespołu Queen, ma przed sobą długie godziny czytania i nadrabiania. Czytałam wiele biografii Freddiego i całego zespołu Queen, jednak ta publikacja zasługuje na szczególną uwagę. Lesley-Ann Jones nie bała się opisać kontrowersyjnych i mało chlubnych dla samego artysty historii. Ze sporym jednak dystansem podeszła do seksualności frontmana. Mało osób wie bowiem, że Freddie mimo nieukrywanego i bardzo aktywnego homoseksualizmu, przed całe swoje życie kochał jedną kobietę, której zapisał w spadku znaczą część majątku wraz z posiadłością w Londynie. Nie chce zdradzać Wam więcej szczegółów, bo odebrałabym radość z lektury.

To, co różni biografię dziennikarki od innych dostępnych na naszym rynku, to...szczerość. Autorka starała się ukazać Freddiego, dokładnie takim jaki był, niczego nie ubarwiając. Przedstawiła go nie tylko jako człowieka sukcesu, niespotykanej charyzmy i szalonego imprezowicza. Ukazała drugą, niewielu znaną stronę artysty. Jego wrażliwość, nieśmiałość i pracowitość, momentami zahaczającą o pracoholizm.

Biografia oparta jest na wspomnieniach najbliższych osób z otoczenia Freddiego, członków zespołu, rodziny oraz archiwalnych wywiadów z samym wokalistą. Wydanie książki jak i sama jej treść zasługuje na uwagę i jest to pozycja obowiązkowa nie tylko dla wiernych fanów zespołu Queen, ale także dla wszystkich, którzy chcą poznać historię chłopca urodzonego w Afryce, który dzięki uporowi i niewyobrażalnemu talentowi podbił cały świat.



Za książkę dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat

11.22.2012

Angielski w karteczkach - słownictwo medycyna



Z fiszkami miałam już do czynienia niejednokrotnie. Wielokrotnie rozpisywałam się nad zaletami nauki z malutkich, prostokątnych karteczek. Tym razem postanowiłam wypróbować produkt Wydawnictwa Compagnia Lingua – słownictwo medycyna. Standardowe pudełko składa się z 1000 karteczek z słownictwem z zakresu medycyny, 200 karteczek in blanco (czystych, na których możemy samemu zapisywać nowe słówka lub utrwalić te dla nas najtrudniejsze), etui, smycz oraz CD.

Etui przydaje się bardzo dla ludzi zapracowanych, którzy zwyczajnie nie mają czasu na regularne przesiadywanie nad pudełkiem z kursem, a chcą uczyć się słówek podczas jazdy autobusem czy stojąc w kolejce w banku. Wystarczy spakować w etui kilka fiszek, przypiąć do niego smycz i wrzucić do podręcznej torebki.



Płyta CD przyda się z pewnością osobom początkującym, dla których wymowa stanowi nadal jeden z głównych problemów podczas nauki słówek. Na malutkiej płycie native speakerzy nagrali poprawną wymowę. Ja akurat z niej nie korzystałam, ale jestem świadoma jak może okazać się pomocna chociażby starszym wiekiem pielęgniarkom, które zdecydowały się na pracę za granicą. Moja mama ma znajomą sanitariuszkę, która musiała w kilka miesięcy nauczyć się angielskiego i to właśnie wymowa była dla niej największym wyzwaniem.

Zdecydowałam się na słownictwo z zakresu medycyny z jasnych względów. Kończę studia medyczne i niedługo zaczynam pracę w zawodzie, niekoniecznie w Polsce. Kurs usystematyzował moją wiedzę i nauczył słówek, które do tej pory były mi nieznane. Na naukę poświęciłam około 30 minut dziennie, czasami mniej, co zależało głównie od tego, czy wcześniej znałam dane słówko czy też nie. Poziom trudności kursu oceniłabym na B1-B2. Gdyby na rynku ukazał by się produkt na jeszcze wyższym poziomie, z pewnością zyskał by moją sympatię.

Fiszkowym marzeniem było by ujrzenie na naszym rynku wydawniczym kursów bardziej specjalistycznych, takich jak „Słownictwo neurobiologia”, „Słownictwo genetyka” czy „Słownictwo mikrobiologia”. Niestety wydaje mi się, że pozostanie to na długo w mojej strefie marzeń.

Karteczki można nabyć na stronie Wydawnictwa Compagnia Lingua  , gdzie znajdziecie znacznie więcej produktów do nauki języka angielskiego. Polecam!


"Irena" Małgorzata Kalicińska, Basia Grabowska



 Historii o trudnych relacjach między matką a córką, które nie potrafią spotkać się w jednym punkcie i dojść do kompromisu, jest wiele. Niewiele jest jednak tak ciekawych, zaskakujących, prawdziwych życiowo, a zarazem prosto napisanych książek, które dostarczają czytelnikowi zarówno relaks jak i chwilę zadumy. „Irena” została opublikowana całkiem niedawno przez wydawnictwo WAB i jest dziełem Małgorzaty Kalicińskiej i jej córki.

Bohaterkami powieści są trzy kobiety, wychowane w zupełnie innych rzeczywistościach, inaczej doświadczone przez losy, mające inne priorytety i życiowe cele. Dorota, Jagoda i Irena. Matka, córka i „przyszywana” babcia. Dorota jest typem nadopiekuńczej matki, często owładniętej chęcią posiadania kontroli nad swoją jedyną córką, nie znoszącą sprzeciwu i źle przyjmującą krytykę. Chyba każdy z nas zna ten typ osobowości i wie o tym, że nie łatwo jest konwersować z taką kobietą. Dorota skrywa głęboko w sobie żałobę i nieopisany smutek po stracie synka, który odszedł od szczęśliwej matki w wyniku śmierci łóżeczkowej. Być może dlatego matka, tak usilnie pragnie kontrolować życie Jagody, myśląc tym samym, że zapewni jej bezpieczeństwo i wieczny dobrobyt. Jagoda z kolei jest typową kobietą około 30 letnią, dla której kariera i samospełnienie jest życiowym targetem. Mimo, że pragnie miłości, nie potrafi ustabilizować swojego życia i ustatkować się z konkretnym mężczyzną. Jest próżna, opętana chęcią posiadania dóbr materialnych co z tym się wiąże, wydawania sporej sumy pieniędzy. Co zrozumiałe, młoda kobieta nie czuje się kochana przez matkę. Odwiecznie towarzyszy jej poczucie strachu, braku akceptacji, presji i niezrozumiałych dla siebie zarzutów. Tytułowa Irena to postać, która mimo podeszłego wieku, ma w sobie cechy kobiety wyrozumiałej, opiekuńczej i cierpliwej. Bywała różnie doświadczona przez los i doskonale zna remedium na wszystkie życiowe bolączki. Urocza babcia postanawia doprowadzić do pojednania Doroty i córki, co okazuje się zadaniem graniczącym z cudem.

Mimo wielu dramatów, książka daje wytchnienie i napawa optymizmem. Jest ciepła, troszkę przewidywalna, jednak mądra i pokrzepiająca. Cieszę się, że autorki ukazały seniorkę jak idealną babcię, o jakiej słyszy się w bajkach i opowieściach. Irena w niczym nie przypomina „osiedlowych moherów”, a tym bardziej męczących i trudnych w kontaktach babć. Bohaterka zdecydowanie wyróżnia się silną osobowością, bezpośredniością i sprawia, że dzięki niej powieść nabiera rumieńców.

Co do postaci Doroty i Jagody, to muszę przyznać, że momentami są tak irytujące, słabe i zagubione, że aż prawdziwe. Wiem, że kobiecie nie wypada tak pisać, ale przyznajmy drogie panie, nie jesteśmy ideałami i są dni, kiedy przypominamy najpodlejsze zołzy i flądry, myślimy tylko o sobie i obwiniamy cały świat o własne niepowodzenia. Dlatego powieść zasługuje na szczególną uwagę i mam nadzieję, że duet Małgorzaty Kalicińskiej oraz Basi Grabowskiej nie spocznie na laurach po wydaniu „Ireny” i w przyszłości zaskoczy nas równie dobrą porcją prozy w najlepszym wydaniu.

Za egzemplarz dziękuje Wydawnictwu WAB

11.21.2012

Koreański Kurs podstawowy


Ostatnio panuje istny szał na naukę języków azjatyckich. Ludzie głównie wybierają język japoński, ci odważniejsi chiński, a ludzie z większą wyobraźnią stawiają na koreański. Osobiście znam kilka osób, które postanowiło rozpocząć naukę języka koreańskiego, opierając się nie tylko na tradycyjnych kursach, ale i na animowanych serialach i koreańskich dramach.

Kurs wydawnictwa Edgard składa się z książki oraz 2 plyt CD, na której znajdują się nagrania dialogów i tekstów obejmujących kurs. Na wstępie autorzy opisują najlepsze ich zdaniem zasady, jakimi powinien kierować się samouk, aby sprawnie i z sukcesem nauczyć się języka koreańskiego. Oczywiście nie ma żadnej złotej reguły, której należy sztywno się trzymać. Nauka ma przede wszystkim sprawiać radość i przyjemność, a nie być przykrym obowiązkiem.

Kolejny rozdział poświęcony jest nauce alfabetu i gramatyce. Kilka słów o alfabecie. Miałam już do czynienia z nauką alfabetów japońskiego jaki i znaków chińskich i gdybym miała porównać stopień trudności wszystkich trzech, to koreański umieściłabym pomiędzy japońskim a chińskim. Alfabet koreański może nie jest tak bardzo skomplikowany i rozbudowany jak japoński, ale kaligrafia sprawiała mi duży problem. Przyznaję, że dużą wagę przywiązuję do estetyki pisma i denerwowała mnie moja własna ułomność.

Kolejne stronice kursu zapoznają czytelnika  z podstawowymi zwrotami grzecznościowymi i słówkami. Rozdziały są przejrzyste, układ jest przemyślany i zachęca do nauki. W różowych ramkach znajdują się nie tylko ciekawostki dotyczące kultury Korei, ale i zadania dla ambitniejszych uczniów. Co ważne, obok zapisu  "znaczkowego" mamy podaną wymowę, dlatego nie należy przerażać się od samego początku.  Mimo wszystko należy samemu spróbować odszyfrowywać znaki, nawet  gdyby wiązało się to z powolnym dukaniem. Wiem z doświadczenia, że taka nauka szybciej przyniesie nam oczekiwane rezultaty. Kurs zapoznaje nas ze słownictwem związanym z życiem codziennym, wakacjami, liczebnikami, dniami tygodnia czy też częściami ciała. Nie jestem przekonana, czy wystarczy przerobić książkę raz. Jak dla mnie jest to kurs, z którym trzeba popracować kilkukrotnie, aby zapamiętać i przyswoić wszystko, co jest w nim zawarte. Materiału jest po prostu bardzo dużo.

Czy będę kontynuowała moją przygodę z koreańskim? Jeszcze nie jestem przekonana. Języki azjatyckie mają w sobie coś, co strasznie przyciąga i to własnie ich nauka sprawia mi największą radość.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Edgard

11.19.2012

"Najnowsze przygody Mikołajka" Barbara Grzegorzewska



Mikołajek to mój kolega od dzieciństwa. Będąc jeszcze w podstawówce zaczytywałam się w malutkich, pięknie ilustrowanych tomikach z krótkimi przygodami małego chłopca i jego kolegów. Po wielu latach, kiedy wydawnictwo Znak wydało kolejno 3 tomy opowiadań, zakupiłam je na gwiazdkę i tym samym Święta Bożego Narodzenia nabrały dodatkowej, dziecięcej magii. Dodatkowym atutem cyklu były tradycyjne ilustracje Sempe. Kiedy usłyszałam, że wydawnictwo Znak ponownie wydaje książkę z  historyjkami o Mikołajku, wiedziałam, że muszę się z nią zapoznać.

 Niestety, książka ma chyba więcej wad niż zalet i z ciężkim sercem stwierdzam, że "Najnowsze przygody Mikołajka" nie przypominają już klimatem pierwowzorów. Zacznijmy od największej moim zdaniem wady jaką niewątpliwe jest grafika! Sempe jest nieodzownie związany z Mikołajkiem i nie mogłam wyjść ze zdumienia, kiedy powoli przewracałam kartka po kartce. Później dowiedziałam się, że grafika została zaczerpnięta z serialu o Mikołajku, który był niedawno transmitowany przez jedną ze stacji publicznych. Ja rozumiem, że dążymy do unowocześnienia wszystkiego, co tylko możliwe. Jednak istnieją filmy,obrazy, książki i muzyka, które powinny zostać nietknięte przez ludzi, ogarniętych chęcią postępu. Ilustracje w poprzednich książkach przygód o francuskim chłopcu są jedyne w swoim rodzaju i nie dadzą się zastąpić niczym innym.

Należy też zaznaczyć, że opowiastki nie wyszły spod pióra jego autora. Są one napisane na podstawie poprzednich tomów oraz animowanego serialu.

Nie można jednak ocenić całej książki negatywnie. Przyznam, że nie mogąc patrzeć na okropną grafikę, a tym samym czytać tej książki, musiałam poradzić sobie z jej lekturą zupełnie inaczej. Z pomocą przyszedł oczywiście mąż oraz Jerzy Stuhr, który czytał fragmenty książki na antenie radiowej Trójki. Kiedy zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Mikołajka, takiego jak poznałam jako mała dziewczynka, opowiastki okazały się całkiem znośne i momentami zabawne. Autorce udało się uchwycić specyficzny humor i wyraźne wykonała kawał dobrej pracy. Poza tą nieszczęsną grafiką, książka nadal bawi, zadziwia i wprawia w pozytywne zaskoczenie.

Zastanawiam się, czy wydawnictwo zamierza wypuścić na rynek audiobooka, czytanego przez tego wspaniałego aktora. Książka w takiej wersji  jak najbardziej stanowi smakowity kąsek. Gdybym miała polecić komukolwiek lekturę tej książki, to z pewnością byłby to osoby, które nie znały oryginalnej wersji Mikołajka lub tym, którzy zamierzają ja czytać swoim pociechom na dobranoc.

Oceńcie sami:




Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak Emotikon

11.18.2012

"W 80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu)" Jarek Sępek


"Czy gdyby Fileas Fogg, bohater powieści „W 80 dni dookoła świata”, żył w naszych czasach, mógłby odbyć swoją podróż bez opuszczania miasta? Dziś Londyn jest najbardziej zróżnicowanym etnicznie miejscem na Ziemi – tak przynajmniej mówią. Czy zatem podróżując pomiędzy mniejszościami, można poczuć jakby okrążało się glob?"


Dlaczego ludzie jeżdżą do Londynu? Pewnie z tych samym powodów - Big Ben, Piccadilly Circus, Katedra św. Pawła czy Królowa Angielska. Każdy z nas potrafi w kilka sekund wymienić co najmniej kilka bardzo charakterystycznych obiektów Londynu, jak czerwone piętrowe autobusy czy London Eye. A co by się stało jakby założyć sobie, że w ciągu 80 dni zwiedzić cały świat, nie ruszając się z miejsca?

Z takiego założenia wyszedł Jarek Sępek. Postanowił, iż w ciągu 80 dni znajdzie w Londynie 80 języków,a zatem 80 odmiennych kultur i 80 krajów świata, ukrytych w zakamarkach  stolicy Anglii.  Jego plan miał poniekąd  formę zakładu, który zakończył się dla autora pełnym sukcesem. Dziennikarz w maleńkich kawiarenkach, restauracjach, sklepach, dzielnicach i mało uczęszczanych zakamarkach rozsmakowuje się w całym świecie. Poznaje ludzi, ich zwyczaje, ich historię, odwiedza ciekawe eventy i z zaciekawieniem przygląda się ich życiu codziennemu. Dużą uwagę zwraca na sytuację emigrantów i procesu ich "ukorzenienia" w londyńskiej rzeczywistości.

Okazuje się, że miasto nad Tamizą ma do zaoferowania znacznie więcej niż podają przewodniki. Być może zbyt wiele tracimy chcąc poznać tylko brytyjską część Londynu, nie poświęcając znacznej uwagi na jej światowe aspekty. A przecież Londyn to nie tylko sztampowe budowle i oklepane ścieżki turystyczne. Świat  tworzą ludzie o różnych kulturach, dlatego chyba nie można z całą pewnością stwierdzić , że Londyn jest typowo brytyjski, Paryż francuski, a Madryt hiszpański. Świetna i bardzo humorystyczna, naładowana pozytywnymi emocjami lektura, którą nie wolno wręcz przegapić. Zachęcam Was do przeczytania książki, jeżeli uwielbiacie literaturę podróżniczą okraszoną niepoliczalną  ilością ciekawostek,a  przede wszystkim uświadamiającą nam jak kolorowy i odmienny może być świat w jednym miejscu na ziemi.





Za egzemplarz dziękuje Wydawnictwu Carta Blanca

11.16.2012

"Agnes Grey" Anne Brontë


Siostry Brontë od wielu lat goszczą na mojej nocnej półeczce raz po raz, zachwycając mnie literackim i romantycznym językiem, oryginalnymi postaciami i niebanalną fabułą. Tym razem Anne  Brontë opisuje nam losy Agnes Grey - skromnej dziewczyny, która zmuszona niejako przez sytuację życiową, decyduje się podjąć pracę guwernantki w czasach wiktoriańskiej Anglii. Za sprawą lektury przenosimy się w moje ukochane XIX wieczne scenerie i realia, tak charakterystyczne dla autorek.

Temat chyba ponadczasowy - zdeprawowane, pozbawione empatii, nieposłuszne i rozpieszczone dzieci i trud, jaki niesie ich wychowanie i edukacja. I to nie z perspektywy rodzica. Historię poznajemy okiem Agnes, która przyjmując pracę w bogatej rezydencji. Doskonale wiemy jak traktowani są nauczyciele i nauczycieli przez uczniów szkół ponadpodstawowych. Większość z nas widziała zapewne materiał filmowy, na którym to grupka niesfornych uczniów zakłada swojemu nauczycielowi kosz na głowę. Jesteśmy świadomi tego, że zawód ten nie należy w naszym kraju do najłatwiejszych i nie rzadko jest to ciężki kawałek chleba dla osoby wykształconej. Wydawać by się mogło, że w XIX wieczne Anglii sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Nic bardziej mylnego.

Agnes bardzo szybko przekonuje się na własnej skórze, że jej praca nie będzie usłana różami.  Młoda dziewczyna trafia do domu, który wcale nie przypomina rodzinnej sielanki i nie jest przepełniony miłością. Bogaci rodzice na co dzień zajęci swoją własną karierą, zapewnieniem sobie bogactwa oraz życiem towarzyskim, nie dostrzegają potrzeb swoich pociech, nie spędzają z nimi czasu, a wizyty ograniczają tylko do kilku minut dziennie. Nie trudno się domyśleć, że z dzieci wyrastają egoistyczne, snobistyczne i nieposłuszne osobliwości. Traktują Agnes jak parobka, służącą, zwyczajnie ubogą i nic nie znaczącą pracownikiem. Agnes z dnia na dzień traci wiarę we własne powołanie i sens nauczania. Opisuje trudne i wykańczające, zarówno psychicznie i fizycznie, sytuacje, z którymi musiała się borykać. Byłam ciekawa skąd autorka posiada taką wiedzę o pracy guwernantki. Kiedy zajrzałam do biografii Anne Brontë, okazało się, ze sama pracowała w tej roli, także  powieść traktowana jest czasami jako zapis własnych przeżyć.

Dodatkowym atrybutem książki są barwne i bardzo ekspresyjne postaci. Nie wszystkie są bohaterami pozytywnymi, lecz wszystkie mają zdecydowany i wyraźny charakter, co sprawia, zwyczajnie intrygują czytelnika. Silnie zaakcentowana jest kobieca niezależność i usilne próby dążenia do niej. Agnes to bohaterka mimo, że tragiczna to równocześnie bardzo zdeterminowana, odważna, koniec końców nieugięta i wierna ideałom. Jedyne to przeszkadzało mi podczas lektury książki to cytaty z Biblii. Zupełnie nie rozumiałam sensu oplatania nimi fabuły książki.

Bardzo żałuję, że autorka zostawiła na tym świecie tylko 2 książki. Trudno się dziwić, skoro zmarła w tak młodym wieku (29 lat). Jestem pewna, że mogłaby stworzyć jeszcze wiele pasjonujących i urzekających powieści.

Za lekturę dziękuję Wydawnictwu MG


11.14.2012

"Sztuka wojny" Sun Tzu, Sun Pin



Ta książka zdążyła obrosnąć legendą. Wspominana w setkach artykułów, filmach, serialach, stała się pozycją kultową i jedną z książek, które przeczytać należy. W książce znajdują się przemyślenia, rady, przestrogi chińskich myślicieli, przywódców wojskowych, które o dziwo, znajdują odzwierciedlenie w życiu codziennym. Czym jest nasze życie, jak nie codzienną wojną? Wojną z czasem, wojną z nieżyczliwymi ludźmi, wojną o władzę i majątek, wojną o miłość i szacunek? Niestety czasami bywa tak, że przegrywamy tę walkę lub wymachujemy białą flagą.

Książka jest podzielona na dwie części: Sztuka wojny oraz Strategie wojskowe. Tak naprawdę druga część jest jakby przełożeniem wiedzy z pierwszej na język wojskowy. Czytelnik zaczyna dostrzegać pewne powiązania strategii walk na polu bitwy z codziennymi bataliami i dochodzi do bardzo prostego wniosku. W życiu należy być rozważnym, odważnym lecz także roztropnym strategiem, który swoją postawą zyskuje szacunek całej armii (czyli społeczeństwa).



Prawdy zawarte w książce są na ogół dość dobrze znane. Nie były dla mnie aż tak dużym zaskoczeniem.  Niektóre strategie dały mi jednak sporo do myślenia i często wracam do wybranych fragmentów. Autorzy opisują wroga jako łamigłówkę, zagadkę, której rozwiązanie może doprowadzić nas do sukcesu. I tutaj zaczynają się dla mnie schody. A co jeśli są momenty, w których sama dla siebie jestem wrogiem? Jak sama sobie stawiam kłody pod nogi, wymyślam wymówki i zwyczajnie się lenię. Jak w takim razie mam rozwikłać zagadkę, która czai się w moim mózgu? Jak mam pokonać swojego największego wroga, czyli samą siebie? I to bez odczuwania agresji? Nadal nie wiem.

Książkę czyta się dość ciężko. Przepełniona jest bowiem słownictwem typowo militarnym. Nawiązuje do zamierzchłych wojen, sylwetek strategów i filozofii. Jednak po wytrwałej lekturze (która trwała ponad miesiąc) w mojej głowie narodziło się mnóstwo nadal nierozwikłanych pytań, które nie rzadko spędzają mi sen z powiek. Wartościowa i kultowa książka, o której nie da się tak łatwo zapomnieć.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Sensus

11.13.2012

"Fascynujące pierwiastki. W krainie fundamentalnych składników rzeczywistości" Hugh Aldersey-Williams


To, że wszystko co nas otacza zbudowane jest z malutkich cząsteczek zwanych pierwiastkami, wie każdy z nas. Na lekcjach chemii nauczyciel pokazywał nam szkielety najpopularniejszych cząsteczek jak woda czy dwutlenek węgla. Wtedy raczej mało kogo interesowały kolorowe kuleczki połączone białym patyczkiem. Gdyby jednak rozruszać wyobraźnie, można by w każdej rzeczy dostrzec sieć przedziwnych połączeń, nieustannie się zmieniających pod wpływem rozmaitych bodźców zewnętrznych.

Piękno i magię pierwiastków odkrywa przed nami Hugh Aldersey-Williams, naukowiec z Uniwersytetu w Cambridge. Swoją książkę podzielił na 5 części, a każda z nich opisuje inne spojrzenie na wykorzystanie i rozpowszechnienie pierwiastków. Okazuje się bowiem, że miliony pierwiastków mogą tworzyć piękno, kreślić historię świata, decydować o losie ludzkim czy zapewniać bezpieczeństwo.


Pierwszy rozdział poświęcony jest władzy, drugi pojęciu ognia, a kolejne to opowieści o rzemiośle, pięknie i ziemi. Należy zaznaczyć, że i tym razem styl autora zadowoli nie tylko zapalonego chemika i pasjonata, ale i miłośników tajemnic Wszechświata i nauki.  Pomimo mojego medyczno-biologicznego wykształcenia nigdy nie myślałam o pierwiastkach właśnie w taki sposób, jaki ukazuje nam autor. Nie wiedziałam jak ważną rolę odgrywały pierwiastki w przeszłości i jakie tajemnice odkryją  w najbliższej przyszłości.

Książka to jednak bardzo długa przeprawa (ponad 400 stron), która dla wielu może skończyć się po przerzuceniu kilkunastu stron. Wiem, że nie każdy jest takim naukowym zapaleńcem jak ja. Bardzo żałuję, że nie miałam do czynienia z książką, gdy byłam w liceum, gdy zapalczywie studiowałam tablice Mendelejewa. Nie pomyślałam wtedy, że na niej zapisany jest porządek całego naszego świata i wszystkiego co nas otacza.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

11.12.2012

"Droga 66" Dorota Warakomska audiobook


A gdyby tak wsiąść do samochodu bez konkretnego planu, poczuć siłę wiatru i poznać to, co dotąd było dla nas niepoznane? Route 66 to legendarna, założona w 1926 roku trasa łącząca Los Angeles i Chicago, która oficjalnie została skreślona z listy autostrad 59 lat później. Do tej pory jest jedną z najbardziej rozpoznawanych, wręcz markowych tras drogowych na świecie. Stała się bohaterem niejednej piosenki i niejednego filmu, a także powieści. Nawet w jednej z moich ulubionych bajek pt "Auta" droga 66 staje się tłem akcji. Co sprawiło, że mimo faktu, iż trasa oficjalnie nie istnieje, nadal cieszy się tak wielką sławną i przyciąga tłumu turystów z całego świata?

Autorka książki postawia na własną rękę przemierzyć trasę, mimo, że Ameryka jest jej dobrze znana i o wiele przyjemnie byłoby podróżować po bardziej egzotycznych i enigmatycznych zakątkach tego globu. Swoją relację  z podróży opisuje w książce "Droga 66", który niedawno ukazał się w formie audiobooka nakładem Biblioteki Akustycznej.  Co raczej mało spotykane, autorka sama czyta swojego audiobooka, sprawiając tym samym, iż słuchacz lepiej odbiera jej emocje i wielokrotnie uśmiecha się do siebie, gdy opowiada o sytuacjach zabawnych.


Jestem pewna, że możecie doskonale wyobrazić sobie scenę, którą teraz opiszę. Podróż samochodem.  Długa trasa, wzdłuż której po obu stronach rozciąga się niekończąca równina i głusza. Raz po raz napotykamy przydrożne bary, przypominające bardziej zapadłe meliny niż jadłodajnie oraz motele, dające znać o swojej obecności święcącymi neonami. Po drodze mijamy wytatuowanych motocyklistów, mknących   na swoich rumakach gdzieś w nieznane. Tak, właśnie te sceny często widzimy w amerykańskich filmach. Tak, to właśnie Route 66.

Pani Dorota Warakomska zaprasza słuchacza do swojego wozu i z olbrzymią dokładnością opowiada nam historię słynnej trasy, zabiera w miejsca legendarna, przedstawia znanych ludzi czy zapoznaje z sztuką kulinarną napotkaną w lokalnych lokalach. Tym samym mamy okazję zasmakować w całkowicie niezdrowych, lecz przyprawiających o zawrót głowy potrawach, które "chodzą" potem za nami cały dzień. Moją największą uwagę przykuła lodziarnia Ted Drewers znaną w całych Stanach z najbardziej wymyślnych, największych i najsmakowitszych pyszności. Ahh, ile bym dała za pucharek lodowy oblany karmelem, posypany żelkami lub piankami z glazurowaną wisienką na szczycie. Moją miłość do fast foodów zaognił opis lokalu o zabawnej nazwie Cozy Drive In, gdzie sprzedawane są parówki w cieście podawane zwykle z chrupiącymi frytkami.




Oczywiście żadna wycieczka nie miałaby większego sensu, gdyby nie ludzie napotykani po drodze. Pani Dorota miała niebywałe szczęście poznać ludzi, dla których trasa 66 stała się niejako sensem życia i małą religią.  Kiedy opowiada o tym co ją spotkała, przed oczami miałam odważną, uśmiechniętą, ładnie opaloną kobietę w krótkich jeansowych spodenkach, koszuli w kratkę i kowbojskim kapeluszu. Przyznaje, że bardzo udzieliły mi się emocje dziennikarki i strasznie zazdroszczę jej pomysłowości i przygód, które dane jej było przeżyć. Niewiele osób ma odwagę samemu zadać o spełnienie swoich marzeń.



Autorka pokazuje nam Stany Zjednoczone troszkę z innej strony. Są jakby bardziej swojskie, bardziej strawne i dające się lubić. Nigdy nie pałałam zbytnią miłością do USA, jednak po odsłuchaniu audiobooka, ma się ochotę podążyć śladami dziennikarki i samemu zasmakować w klimacie Route 66.

Za audiobooka dziękuję Bibliotece Akustycznej

Arabski nie gryzie

Mieliście kiedyś ochotę nauczyć się języka, który wszystkim wydaje się bardzo egzotyczny i wręcz niemożliwy do nauczenia? Postawiłam już swoje pierwsze kroki w nauce języka japońskiego i chińskiego i przyznam, że mimo trudnych początków, po upływie czasu zaczęłam robić malutkie postępy. Jednak język arabski to już znacznie cięższy orzech do zgryzienia.Wymaga znacznie więcej czasu niż japoński czy chiński, a lwią część czasu zabiera nauka kaligrafii. Znajomość tego języka to, jak dla mnie, wyczyn godny szacunku i podziwu. Mnie bowiem nauka arabskiego przychodzi z trudem.

Arabski nie gryzie to już kolejny tom do aktywnej nauki języków obcych wydany przez Wydawnictwo Edgard. Struktura książki nie różni się od pozostałych z tej serii. Podręcznik to 13 tematycznych rozdziałów, w których oprócz dialogów i słówek, zapoznajemy się z gramatyką. Naukę ułatwiają liczne ćwiczenia, do których odpowiedzi znajdują się na końcu książki. Ponadto książkę wzbogacają ciekawostki dotyczące kultury i życia codziennego Arabów.  Autorzy dodali do książkę płytę CD, na której znajdują się nagrania prawidłowej wymowy.


To co sprawiło mi największą trudność to niestety kaligrafia. Pisanie długopisem w moim przypadku się nie sprawdziło. Do porządnej nauki pisma radziłabym zaopatrzyć się w blok rysunkowy bądź arkusze większego formatu oraz dobrze naostrzony ołówek. Długopis za bardzo się rozmazuje i kreśli zbyt grube linie, powodując zlewanie się czcionki. Nie mam pojęcia, czy na naszym rynku została wydana książka do nauki kaligrafii . Wiem, że Edgard ma taki produkt do nauki kaligrafii japońskiej. Ma on większy format, przypomina właśnie typowy blok rysunkowy i doskonale sprawdził się podczas nauki pisma japońskiego. Być może wydawnictwo pokusi się o wydanie podobnej pozycji do nauki pisma arabskiego?

Uczycie się jakiegoś egzotycznego języka? Jak wygląda Wasza nauka? Czy może, tak jak ja, nie za bardzo wierzyciew swoje umiejętności i nauka takich języków to dla Was zbyt duże wyzwanie? Czekam na Wasze komentarze.


Za książkę dziękuję Wydawnictwu Edgard

11.11.2012

"Sztuka dobrego życia" Mariola Bojarska - Ferenc


O autorce słyszy się w mediach ostatnio dość często. Jestem prawie pewna, że widziałam ją w jednym z programów śniadaniowych w publicznej telewizji. Nigdy jednak szczególnie nie zapadła mi w pamięć. Przed lekturą książki, postanowiłam dowiedzieć się nieco więcej o autorce. Mariola Bojarska-Ferenc po ukończeniu AWF-u, zajęła się fitnessem i propagowaniem zdrowego stylu życia. Nie tylko uprawiała gimnastykę artystyczną, ale uważa się także, że to ona zaraziła młode Polki pilatesem.

Z ciekawością zerknęłam na jej zdjęcia i z ulgą przyznaję, że to normalna, zdrowo wyglądająca kobieta, a nie ekstremalnie wychudzona czy zbyt umięśniona kulturystka. Książka ma formę poradnika i składa się z rozdziałów poświęconych nie tylko dietom i ćwiczeniom, ale także sztuce dobrego życia. Co kryje się pod pojęciem "sztuka dobrego życia"? Czy trudno to osiągnąć? Jak postępować, aby nasze dni stawały się bardziej optymistyczne, aktywne i były niewyczerpywaną studnią inspiracji?



W książce odnajdziemy także wiele porad kosmetycznych, przepisów kulinarnych, kontrowersyjnych tematów i mitów, które powszechnie panują w dziedzinie diet i zdrowego odżywiania. Autorka skupia się także na powszechnych chorobach wywoływanych przez bakterie i wirusy, a także problemowi stresu i jego zgubnemu wpływowi na skórę i kondycję naszego ciała. Radzi jak zadbać o mózg i serce oraz zabiera głos w sprawie detoksu.

Książka jest bogato ilustrowana i przyznaje, że stała się dla mnie przede wszystkim motywacją. Od zawsze mam problem ze zdrowym odżywianiem. Zwyczajnie wolę czekoladę i kaloryczne, lecz jakże pyszne przekąski. Owszem lubię sałatki, owoce i warzywa, ale nie satysfakcjonują one mojego podniebienia w tak dużym stopniu, jakbym chciała. Staram się za to dużo ćwiczyć, chociaż ostatnie 2 tygodnie pod tym względem były dla mnie porażką. Przeglądając książkę ma się ochotę od razu wskoczyć w strój gimnastyczny i wyginać się w rytm muzyki, bądź przyrządzić koktajl oczyszczający.

Jestem pewna, że ten poradnik przypadnie do gustu każdej kobiecie w każdym wieku. Jest to na tyle wartościowa lektura, że może służyć czytelnikowi przez wiele długich lat.

Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Olesiejuk

11.10.2012

"Eichmann. Jego życie i zbrodnie" Cesarani David


"Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie mogę umyć rąk, jak Piłat, ponieważ fakt, że byłem tylko posłusznym narzędziem, jest obecnie bez znaczenia... natomiast nie ma krwi na moich rękach, ale jestem z pewnością podejrzany o współudział w morderstwach... niemniej (jest to możliwe), jestem osobiście gotowy zadośćuczynić tym okropnym zbrodniom i wiem, że mogę zostać skazany na karę śmierci. Nie pytam o łaskę, bo mi ona nie przysługuje. Tak naprawdę, moja śmierć mogłaby być wielkim aktem rekompensaty i byłbym gotów nawet powiesić się publicznie, by stać się przestrogą dla wszystkich antysemitów na świecie"

Ostatnio pisałam na blogu o wstrząsającej książce poświęconej jednej  z najokrutniejszej kobiet w dziejach historii - Irmy Greese. Adolf Eichmann także bardzo haniebnie zapisał się na kartach historii II Wojny Światowej. Zazwyczaj, kiedy czytam biografię nazistów lub zbrodniarzy, dużą uwagę zwracam na okres dzieciństwa. Często bywa tak, że najmłodsze lata dziecka, środowisko i relacje w rodzinie mają  bezpośredni wpływ na rozwój przyszłego mordercy.

Jednak ta reguła nie sprawdza się w przypadku Adolfa Eichmanna. Urodził się w bardzo szczęśliwej i kochającej się rodzinie, w której temat polityki był wiecznym tabu. Rodzice nie chcieli poruszać tak trudnym tematów w obecności swoich dzieci, aby uchronić je przed okrutną rzeczywistością i umożliwić im przeżycie szczęśliwego dzieciństwa. Po śmierci matki, ojciec chłopca poślubił drugą kobietę. Co ciekawe, macocha Adolfa była znana ze swej religijności wręcz obsesji na punkcie Biblii i kościoła. Biograf przytacza nam fakty o tym jak głęboki uraz na chłopcu wywarło przymuszanie go do wiary. W szkole był zwykłym, lubianym chłopcem, skłonnych do psot i figli. Młody Adolf miał wielu przyjaciół, w tym Żydów.

Punktem zwrotnym w jego życiu było przystąpienie do Wandervogel - austriackiego skautingu. To właśnie wtedy do głowy  została mu wpojona nienawiść do Żydów. Fascynacja nazizmem rosła z roku na rok i nabierała rozpędu po to, aby stać się jednym z najokrutniejszych ludobójcą o skłonnością do przesadnego pedantyzmu.

Przyznaje, że nie jestem wielbicielką książek historycznych. W szkole lekcje historii były dla mnie żmudną i monotonną przeprawą, która była zwyczajnym obowiązkiem i udręką. Lecz biografie postaci historycznych to zupełnie coś innego. Przyznam szczerze, że czytam je głównie dlatego, ponieważ interesuje mnie rys psychologiczny danej postaci. Jest to dla mnie z jednej strony fascynujące, a z drugiej przerażające w jaki sposób najbardziej demoniczne i chore żądze dochodzą do głosu i dają swój upust w  realizacji swoich najskrytszych i najohydniejszych planów. Polecam Wam nie tylko jako lekturę historyczną.

Za możliwość przeczytania tej książki bardzo serdecznie dziękuję wortalowi webook.pl, na którym również ukazała się moja recenzja:http://www.webook.pl/b-41599,recenzje-ksiazki,Eichmann_Jego_zycie_i_zbrodnie.html

11.07.2012

"Niezwykła istota. Zmagania nauki z tajemnicami człowieka" Joseph Sheridan Le Fanu


Kiedy na studiach pytają studentów biologii lub medycyny, jakie wydarzenia były kamieniami milowymi w  dziejach medycyny, bez wahania odpowiadają, że Human Genome Project oraz odkrycie technik obrazowania mózgu.

Pierwsze z nich to nic innego jak Projekt Poznania Ludzkiego Genomu. Wszystko zaczęło się w 1900 roku od pomysłu w Departamencie Energii w USA, a skończyło w 2003 roku, kiedy to naukowcy ogłosili, iż udało im się zsekwencjonować 99,9% genomu ludzkiego. Nie ma żadnych wątpliwości, iż był to przełomowy krok w medycynie i biotechnologii, który pomoże nam lepiej rozpoznać molekularne ścieżki najpoważniejszych chorób genetycznych, a tym samym lepiej projektować leki. Natomiast drugie, dzięki rozwojowi zaawansowanych technologii umożliwiło przejrzenie na wskroś konsekwencji chorób neurodegeneracyjnych oraz urazów naszego mózgu.

Autor książki zastanawia się nad tym, czy w nauce istnieją ograniczenia? Czy naukowcy kiedyś dojdą do takiego momentu, kiedy wszystko będzie nam znane, nie będzie żadnych wyzwań, a wszelkie choroby świata staną się w 100% uleczalne? To niezwykle ważne pytanie, na które chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z drugiej strony czy da się przewidzieć, w którą stronę poprowadzi nas proces ewolucji. Co z wirusami, które z roku na rok zaskakują nas zjadliwością i sieją panikę wśród społeczności?

Wszystkie te pytania oraz wiele innych, omówione zostały w książce w formie wykładu. Mocnym plusem tej książki jest to, że nie trzeba być znawcą w dziedzinie medycyny. Ci, dla których nauka jest niezbadanym i lekko przerażającym terytorium, nie powinni się zrażać. Książka napisana jest w taki sposób, że bez problemu trafi do szerszego grona czytelników.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

11.03.2012

"Mistrz i Małgorzata" - czyta Wiktor Zborowski


"[...] czyż ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus."
"Mistrz i Małgorzata" od ładnych 10 lat zajmuje w moim sercu szczególne miejsce. Czytałam i będę czytać chyba do końca moich dni po kilka razy w roku. Tym razem zdecydowałam się na wysłuchanie całej historii w wykonaniu Wiktora Zborowskiego. Aktor ten charakteryzuje się bardzo specyficznym, dojrzałym i dźwięcznym głosem, który nie sposób pomylić z nikim innym. Dotychczas miałam okazję usłyszeć go w licznych słuchowiskach radiowych bądź też oglądać w przedstawieniach teatralnych. Pan Wiktor Zborowski zawsze robił na mnie piorunujące wrażenie, swoją postawą, wzrostem i niezwykłą umiejętnością przekazywania widzowi emocji i dostojnością.

Głównie dlatego zdecydowałam się na odsłuchanie audiobooka wydanego jako drugi tom kolekcji Mistrzowie Słowa.  Delektowałam się głosem aktora przez ponad 20 godzin i bardzo żałuje, że nie można było wydłużyć tego czasu. Długo zastanawiałam się jaki inny aktor mógłby zmierzyć się z tym klasykiem. I wiecie co? Absolutnie nikt inny nie przyszedł mi na myśl. Pan Zborowski nadaje się do tego idealnie i nie wyobrażam sobie, aby "Mistrza i Małgorzatę" czytał ktoś inny.

Kolekcja Mistrzowie Słowa  to niezwykła kolekcja 20 audiobooków czytanych przez znanych i lubianych aktorów telewizyjnych i teatralnych. Każdy tom to spotkanie z innym dziełem, które weszło do kanonu klasyki literatury i pobudza wyobraźnie milionów czytelników na całym świecie.  W kolekcji znajdziemy klasyki romansu jak "Emma" Jane Austen lub "Wichrowe Wzgórza" Emily Bronte oraz literaturę dziecięcą jak "Tajemniczy ogród", a nawet "Wielkiego Gatsby'ego" w interpretacji Marcina Dorocińskiego.


Audiobooka można nabyć na stronie Wydawnictwa Agora  na płycie CD lub w formie mp3.

11.01.2012

"Nie tłumacz się, działaj! Odkryj moc samodyscypliny" Brian Tracy



Samodyscyplina. Niby każdy z nas wie jak bardzo jest ważna. Niby zdajemy sobie sprawę, że bez motywacji i samozaparcia nie osiągnie się sukcesu, no chyba, że wygramy w totka (jednak na wygraną na loterii raczej nie ma co liczyć). Niby wiemy, a jednak ciągle mamy z tym problemy. Ustalamy sobie dalekosiężne plany, obiecujemy poprawę swej motywacji "od jutra" i przyrzekamy sobie wiecznie zmianę na lepsze. Szkoda tylko, że to magiczne "jutro" nigdy nie nadchodzi lub zbyt szybko tracimy zapał i wracamy do punktu wyjścia. Oczywiście zawsze znajdziemy bardzo dobrą wymówkę - zmęczenie pogodą, stres w pracy, duża ilość zajęć w ciągu dnia, ból głowy. W sumie to wszystko może być wytłumaczeniem. I najgorsze jest to, że tłumaczymy się często przed samym sobą i jeszcze w to wierzymy.


Brian Tracy, autor książki, na własnej skórze przekonał się czym może grozić utrata motywacji i samodyscypliny. Doświadczenie życiowe sprawiło, że stał się jednym z najbardziej znanych i cenionych ekspertów w dziedzinie psychologii biznesu, marketingu i handlu. Napisał ponad 40 poradników z dziedziny psychologii, które zostały przetłumaczone na wiele języków i po dziś dzień cieszą się niesłabnącą popularnością.

Książka podzielona jest na 3 części. Pierwsza mówi o samodyscyplinie potrzebnej w odnoszeniu sukcesów osobistych, druga w biznesie i finansach, a ostatnia tłumaczy dlaczego ta umiejętność oznacza dobre i szczęśliwe życie. Czytelnik na początku musi odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie. Co chce osiągnąć? Jaki jest mój cel? Dlaczego brak mi motywacji? Co mnie blokuje? Zwykle okazuje się, że sami jesteśmy dla siebie przeszkodą. Sami marnujemy, bardzo skutecznie zresztą, swój czas i zapał. Nie rzadko dzieje się to za sprawą myśli, że mamy przecież mnóstwo czasu. Niestety nikt z nas nie wie ile będzie miał czasu dla realizację swoich planów. Nie mamy na to wpływu. Mamy jednak wpływ na nasze myślenie i jeśli możemy coś zrobić, to właśnie to. Zmienić podejście i nastawienie. Co łatwo brzmi tylko w teorii. Tylko najwytrwalsi potrafią tak ukierunkować swoje myśli, aby były one nieustanną motywacją.


Autor książki omawia szczegółowo problem braku samodyscypliny w powiązaniu z charakterem człowieka. Wiadomo, że każdy z nas inaczej reagować będzie na świadomość jej braku. Jedni popadną w depresję, drudzy zrezygnują z własnego celu, zwyczajnie nie wierząc w swoje siły, a jeszcze inni staną się agresywni i markotni. Czy to oznacza, że spełniać marzenia mogą tylko nieustraszeni bohaterzy, nieustępliwie walczący o  osiągnięcie swojego celu? Tak! Na tym polu niestety nie ma miejsca dla słabeuszy, wiecznie użalających się nad swoim losem. Nie wszystko jednak stracone. Poradnik podpowiada nam jak wygrać ze słabościami i w końcu wziąć sprawy we własne ręce.

W książce spotkałam się ze stwierdzeniem, że człowiek, który pracuje w celu osiągnięciu wyznaczonego celu, jest zdolny do nadzwyczajnych rzeczy, o jakie nigdy by siebie nie podejrzewał. Kiedy jesteśmy porządnie zmotywowani i kontrolujemy słabości, jesteśmy zdolni do rzeczy niebywałych. Czy nasz cel to nauka obcego języka, założenie firmy marketingowej czy piękna sylwetka, nie ma większego znaczenia. Ważne jest to co siedzi nam w głowie i jak możemy sprytnie manipulować złymi "leniwymi chochlikami", które wymyślają nam preteksty do nicnierobienia.

Za egzemplarz dziękuje Wydawnictwu Sensus
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...