Etykiety

8.31.2011

"Kolekcjoner oczu" Sebastian Fitzek

Bardzo bałam się tej książki. Po lekturze "Kamuflażu", w której doszło do bestialskich morderstw małych dzieci mocno zastanawiałam się czy lektura "Kolekcjonera oczu" nie przysporzy mi kolejnych koszmarów sennych. Zaryzykowałam i pochłonęłam w dosłownie parę chwil.

Książka jest niezwykła już w momencie otwarcia jej na pierwszej stronie. Numeracja stron zaczyna się od końca do początku. I tym sposobem czytamy pd strony 437 do 1. Ciekawy zabieg, prawda? A czemu służy? A no Sebastian Fitzek wpadł na genialny pomysł ukazania nam całego śledztwa i motywów działania zbrodniarza w zupełnie inny sposób niż dotychczas. Co nadaje całej akcji pikanterii i zwiększa odczucie niepokoju.

Tajemniczy morderca zabija matki i porywa ich dzieci. Zrozpaczonym ojcom daje 45 godzin na odnalezienie najbliższych. Po tym czasie niestety dochodzi do najgorszego. Przy zwłokach ofiar śledczy zauważają pewną prawidłowość - brak jednego oka zamordowanych. Drastyczne prawda? Rozpoczyna się dramatyczna walka z czasem. Morderca jest bystry, spostrzegawczy i szalenie inteligentny. Wie, jak wprowadzić w błąd i jak skutecznie przerazić wroga. Jego schwytanie i rozpracowanie jego działań to trochę walka z wiatrakami.

Książka bardzo....psychodeliczna. Nie polecam osobom wrażliwym i o słabym sercu. Klimat "Kolekcjonera oczu" mogę śmiało porównać do "Kamuflażu". Jest mrocznie, strasznie i tajemniczo. Warto przeczytać!

Za lekturę pełną grozy dziękuję Wydawnictwu G+J.

"Lot nad kukułczym gniazdem" (1975)


Opis z Filmwebu
"Wprowadzając bohatera, skierowanego wprawdzie do zakładu psychiatrycznego, ale niewydającego się ani trochę szaleńcem, reżyser sugeruje jednocześnie pytanie o granice między normalnością a obłąkaniem. Widz z przerażeniem uświadamia sobie, jak są one kruche. Oto bowiem drobny złodziejaszek i awanturnik Randall Patrick McMurphy, skazany za liczne przestępstwa, w tym także gwałt, pragnąc uniknąć obozu pracy, symuluje obłęd. Zostaje wysłany na obserwację do szpitala psychiatrycznego, gdzie trafia na oddział kierowany przez siostrę Ratched."

Film posiadam już od dobrych kilku miesięcy, a dopiero wczoraj zdecydowałam się na seans. Przyznam szczerze, że doceniam Jacka Nicholsona za jego bezapelacyjny talent aktorski, ale nie jest on moim ulubionym artystą, a wręcz odstrasza od filmów. Dobra do rzeczy ;)

Dom psychiatryczny a w nim 18 szaleńców. Każdy siedzi tu z innego powodu, niektórzy dobrowolnie a inni z przymusu. Do tej drugiej grupy zalicza się Randall (grany przez Nicholsona), oskarżony o drobne przestępstwa i gwałt. Mężczyznę nie uznano za osobę chorą psychiczne, lecz niebezpieczną. Wprowadza spore zamieszanie wśród pacjentów ośrodka. Nie spodziewa się jednak, że między normalnością a obłąkaniem istnieje bardzo wąska granica.

Film otrzymał aż 5 Oskarów i tyle samo Złotych Globów. Koniecznie zapoznajcie się z tą produkcją.

8.29.2011

"Klaudyna w Paryżu" Colette




To już druga część przygód pyskatej i przesympatycznej Klaudyny. Nasza psotna bohaterka opuszcza ukochany Montigny i przenosi się z ojcem do Paryża. Mogłoby się wydawać, że elegancja i szyk to słowa zupełnie nie pasujące do brawurowej Klaudynki. A jednak. W tej części bowiem z dziewczynki, przeobraża się w dorosłą pannicę. Mimo, że dojrzewa i troszkę traci swojego charakterku, nadal zadziwia i bawi.

Na swej drodze spotyka pięknego jak aniołek kuzyna Marcela, który staje się jej powiernikiem. Chłopak szybko wyrywa ją z otępienia i depresji wywołanej przeprowadzką do stolicy Francji. Mają wiele wspólnych, zakazanych tematów i tajemnic przyprawiających czytelnika o rumieńce. Na swej drodze napotka także znajomą z dawnych lat, której zachowanie wywoła u Klaudyny oburzenie na tle obyczajowym. I kto by się tego spodziewał?

"Klaudyna w Paryżu" z całą pewnością dorównuje pierwszej części - "Klaudyna w szkole". Jest napisana z humorem i pozwala czytelnikowi nawet na chwilę nudy. Klaudyna jest dla mnie bohaterką numer jeden i postacią kultową. Jej cięty język zwala z nóg. Nie przebiera w słowach i jest z tych kobiet, które "stawiają sprawę jasno". Nie raz przekracza granice przyzwoitości i doskonale się przy tym bawi. Czasami wydaje mi się, że to pikantna wersja "Ani z Zielonego Wzgórza".

Kolejna część przygód Klaudyny - "Małżeństwo Klaudyny" miała swoją premierę 24 sierpnia, a więc jeszcze ciepła czeka na nas na półkach księgarni. A ostatnia (nawet nie chcę myśleć o tym fakcie) część - "Klaudyna odchodzi" ukaże się dnia 14 września. Jak tylko będę miała taką możliwość, pochłonę je, jak gąbka wodę.


Za lekturę dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

*Ogłoszenia drobne*

"Hospicjum" Krzysztof Jednachowski

Idea hospicjum powstała po to, aby pomóc człowieku pogodzić się ze zbliżającą się śmiercią. Wyspecjalizowany personel (psychologowie, fizjoterapeuci, lekarze i pielęgniarki) ma za zadanie złagodzić ból pacjenta – zarówno ten psychiczny jak i fizyczny.

Przeważnie myśląc o takich ośrodkach, mamy przed oczami starszych pacjentów u kresu ich dni. W książce „Hospicjum” poznajemy młodego mężczyznę – Artura . Można śmiało powiedzieć, że początkowo jego życie usłane jest różami. Pochodzi z rodziny prawniczej i słowo „ubóstwo” jest mu obce. Poznaje przepiękną dziewczynę, która wkrótce potem zostanie jego żoną i obdarza go potomkiem. Studia kończy z wysokim wynikiem i wyróżnieniem, a szybko potem znajduje dobrze płatną pracę. Żyje jak przysłowiowy pączek w maśle.

Wszystko pęka jak bańka mydlana, kiedy Artur dowiaduje się o swojej chorobie. Diagnoza jest jednoznaczna – nowotwór. Jego sielankowe życie zamienia się w koszmar. Mężczyzna pozostaje sam na sam z rakiem. Liczy na pomoc i opiekę ze strony najbliższych. Niestety bardzo mocno się rozczarowuje. Rodzina szybko odwraca się od niego (zresztą nigdy nie był z nimi w przyjaznych stosunkach). Traci wszystko, na czym mu zależało. Trafia do hospicjum, otoczony obcymi ludźmi, którzy okażą się dla niego czymś więcej, niż sam przypuszczał.

O czym jest książka? O życiu i umieraniu. O utraconych nadziejach, rozczarowaniu i gorzkim smaku przegranej. O dobroci, ale i podłości ludzkiej. „Hospicjum” odpowiada na bardzo ważne pytania natury egzystencjalnej dotyczące każdego z nas.

Zamysł autora był świetny. Niestety nie poradził sobie z ciężarem tematu. Dialogi są banalne, przesłodzone i jakieś sztuczne. Bohaterowie wydawali mi się nierealni – są albo złymi charakterami albo dobrymi aż do przesady. Nie ma takich ludzi. Niepotrzebne są wątki poboczne, w ogóle nie związane z fabułą. Opisy otoczenia rozwlekają się w nieskończoność. Sam Sienkiewicz spisując okoliczności przyrody w „Potopie”, nie dorasta autorowi do pięt. Męczyłam się przeokropnie. Doceniam pomysł i domyślam się co autor chciał nam przekazać, no ale niestety, nie wyszło.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Novae Res.


8.28.2011

"Tabu" Casey Hill

Mroczna i tajemnicza okładka. Autor równie tajemniczy, bowiem jest to pseudonim literacki pewnego małżeństwa. Para zadebiutowała tą kryminalną powieścią w 2011 roku. Jak na debiut, całkiem przyjemnie, chociaż bez fajerwerków.

Reilly jest samotną, młodą i ambitną kobietą. Pracuje jako śledczy sądowy i całymi dniami przesiaduje w laboratorium, bez reszty oddając się pracy. Ciężko jej zapomnieć o mrocznej przeszłości. To co wydarzyło się kiedy mieszkała w Stanach zmieniło jej życie o 180 stopni. Chcąc o tym zapomnieć, przeprowadza się z ojcem do Dublina. Ma nadzieję, że w ten sposób ucieknie przed sennymi koszmarami. Nic bardziej mylnego.

W pracy natrafia na sprawę dziwnej śmierci. Policjanci od razu szufladkują ją jako samobójstwo. Następna zbrodnia ewidentnie wskazuje na morderstwo z zimną krwią. Dwoje nastolatków zostaje znalezionych martwych w łóżku. Reilly natrafia na wskazówki, które jej zdaniem łączą obie tragedie. Obie sprawy zdaje się łączyć postać...Zygmunta Freuda. A dokładnie jego teoria o tabu. Czym dla mordercy jest tabu? Czemu morduje właśnie te osoby i w jaki sposób?

Dochodzi do kolejnych zbrodni. Także i one mają ścisły związek z poprzednimi. Zabójca zostawia wyraźne wskazówki i bawi się z Reilly w kotka i myszkę. Nasza bohaterka rozwikłuje zagadkę krok po kroku i zaczyna obawiać się czegoś, co mogło by całkowicie zburzyć jej dotychczasowy spokój.

Jedno jest pewne - powieść wciąga. Bardzo trzyma w napięciu, chociaż rozwiązania zagadki można się domyślać. Ja miałam kilka pomysłów na zakończenie i jedna z moich wersji, sprawdziła się. Jednak zabrakło mi wyjaśnienia pewnych kwestii zagadek w śledztwie. Nie wszystko jest do końca odkryte i niektóre motywy mordercy pozostają zagadką. I chyba to troszkę mnie rozczarowało. Nie mogę zatem całkowicie i bez reszty rozpływać się nad "Tabu". Ale nie powiem, bawiłam się przy niej dobrze i czytało się ją znakomicie przyjemnie.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

"Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym" Jannie Dielemans


Tegoroczny sezon wakacyjny jest już na finiszu, więc recenzja może ciut spóźniona, ale jeżeli ktoś po tę książkę sięgnie, to na pewno wysnuje wnioski na przyszłość.

Turystyka, jak się dowiedziałam, to jeden z najlepiej rozwijających się i przynoszących najwyższe dochody przemysłów na świecie. Początki zorganizowanych wyjazdów turystycznych sięgają XIX w. (choć oczywiście samo zjawisko podróżowania jest o wiele, wiele starsze). Na początku na luksus wakacyjnego wypoczynku mogli pozwolić sobie tylko nieliczni ludzie zamożni: arystokraci, właściciele ziemscy, fabrykanci itp. Wraz z poprawą warunków życia i pracy tzw. klasy robotniczej, także masy zaczęły wykorzystywać urlop na wyjazd, choćby do najbliższego kurortu nad morzem. Z czasem nauczyliśmy się, że wolne od pracy po prostu nam się należy, a wyjazd do egzotycznego miejsca to najlepszy pomysł na oderwanie się od "tego wszystkiego", od "szarej codzienności"... Stąd już wiodła prosta droga do wakacji all-inclusive, zjawiska backpackersów i innych wakacyjnych wariacji (w każdym tego słowa znaczeniu).

Jednak historia turystyki nie jest w tej książce najważniejsza. Sedno tkwi w teraźniejszości i przyszłości turystycznych miejscowości: w środowisku naturalnym i losie miejscowych mieszkańców.

Bo to, co dzieje się w państwach trzeciego świata, gdzie tak lubią jeździć Europejczycy i Amerykanie, jest szokujące. Poza innymi przemyśleniami na temat rezultatów rozwoju turystyki (pogoń za wyimaginowaną "autentycznością" i nietkniętymi jeszcze skrawkami raju, miejsca i ludzie sprzedawane jako turystyczne towary, powierzchowność dzisiejszych podróży, ekologiczny koszt lotów samolotami etc.), myślę, że jej wpływ na lokalnych mieszkańców jest najważniejszą sprawą, jaką zajęła się szwedzka autorka.

Bowiem za luksusowymi hotelami z ich klimatyzowanymi pokojami, basenami i wysprzątanymi plażami stoi armia miejscowych pracowników, często harujących całe dnie, mieszkających w slumsach i dostających niewyobrażalnie dla nas niskie wynagrodzenie. Niektórzy, z powodu biedy w innych częściach kraju, godzą się na najgorsze warunki bo i tak nie mają alternatywy. A krociowe sumy, które przecież turyści zostawiają na wakacjach, trafiają w większej części do kieszeni właściciela hotelu, obcokrajowca, tak że zwykły Tajlandczyk, Egipcjanin czy Meksykanin, który sprząta, podaje drinki, czy zabawia gości musi się martwić jak związać koniec z końcem.

Skala nadużyć jest ogromna, warto o tym poczytać, spojrzeć na wakacje all-inclusive zza ich kulis, zastanowić się czy lecąc na wakacje do "raju" zapewniamy ludziom miejsca pracy czy przyłączamy się do ich wyzysku i nieświadomie gotujemy im "piekło" w ich własnym domu.

Polecam tę wymowną książkę każdemu, kto chce znać prawdę o turystyce, wakacjach w egzotycznych miejscach w kilkugwiazdkowych hotelach, gdzie wszystko jest "wliczone w cenę". Czy jednak cena, którą płacimy w biurze podróży jest równowarta wielkości społecznej niesprawiedliwości, jaką ugruntowujemy swoim wypoczynkiem? Bo, jak zauważa autorka, to my - turyści rządzimy całym tym kramem.


Za egzemplarz dziękuję księgarni internetowej Matras oraz Wydawnictwu Czarne

8.27.2011

"Gran Torino" (2008)

Opis z Filmwebu:

"Walt Kowalski, weteran wojny w Korei i zapiekły rasista z krwi i kości o stalowej woli, żyjący w świecie, który nieustannie ulega zmianom, zostaje zmuszony przez sąsiadów-imigrantów, którzy wraz ze swoją rodziną wprowadzili się po sąsiedzku, do trudnej konfrontacji z własnymi zadawnionymi uprzedzeniami. A wszystko zacznie się od klasycznego samochodu Kowalskiego - Gran Torino z 1972 roku."

Bardzo rzadko wybieram nowe filmy. Jednak wczoraj wieczorem zachęceni rekomendacjami mojego taty, postanowiliśmy zmierzyć się z filmem legendarnego Clinta Eastwooda. Do tej pory kojarzyłam go z westernami i Brudnym Harrym. Według mediów jest to najbardziej kasowy film tego aktora i reżysera.

Akcja toczy się w czasach współczesnych. Poznajemy Walta - starszego, dostojnego patriotę. W życiu kieruje się sztywno ustalonymi zasadami i nie da sobie w kaszę dmuchać. Jego relacje z rodziną są, najdelikatniej mówiąc, nie najlepsze. Synowie żyją w świecie pieniądza i wyścigu szczurów, co sprawia, że od ojca wymagają tylko jednego. Kowalski po śmierci żony, żyje sam z psem w ogromnym, zadbanym domu. Jest weteranem wojennym i żywi uprzedzenie do innych narodowości. Pewnego dnia do domu obok sprowadza się rodzina Koreańczyków. Walt musi w jakiś sposób pokonać swoje uprzedzenia do ludzi innej rasy. Nie jest to łatwe. Z czasem jednak zauważa, że stają się oni dla niego bliżsi niż własna rodzina.

Film porusza, zastanawia, dołuje i nakłania do refleksji. Bardzo pozytywnie odebrałam postać kreowaną przez Eastwooda. Walt jest surowy i trochę brutalny, ale ma zasady. Reprezentuje człowieka honoru, szanuje tradycję. Jest typowym, rzadkim już, przedstawicielem starej daty. Rodzina Koreańczyków (w której nomen omen nie ma ojca) reprezentuje natomiast typowe, ciepłe wartości rodzinne. Są uczynni, przyjacielscy, ale i niepewni jutra. Są bowiem zastraszani przez bandę okolicznych bandziorów. Jak zakończy się konflikt? Czy w Walcie zajdzie przemiana? Film do obejrzenia w ciszy i spokoju.



8.26.2011

"Pewna forma życia" Amelie Nothomb

Uff...za każdym razem, kiedy czytam jakąkolwiek powieść tej belgijskiej pisarki, jestem w szoku, jak w tak małej objętości można zawrzeć tak wiele wymownej treści. Nothomb jest zdecydowanie mistrzynią krótkiej formy. Tyle myśli kłębi mi się teraz w głowie. Nie wiem od której strony mam ugryźć tę recenzję. Mam tak zawsze po lekturze tej pisarki...

Spróbujmy. Amelie opisuje w niej swe korespondencyjne doświadczenia z czytelnikami. Jest tym typem, który słowo pisane na papierze ceni i z chęcią na nie odpowiada. Tym razem dostaje list od niejakiego Melvina - niespełna 40-letniego żołnierza stacjonującego w Iraku, przy tym bulimika. Jego otyłość jest głównym tematem ich rozmów. Twierdzi on, że w ten właśnie sposób chce ukazać swój protest, leczy samotność i strach. Z listów wynika, że mężczyzna ma tendencje do bujania w obłokach na pograniczu schizofrenii. Sam przyznaje, że jest wielkim fanem Nothomb i powieści nadają sens jego życiu a także cieszy się, że może on żyć w jej świadomości. Pisarka jest zafascynowana postacią kreowaną przez Melvina. Jednak ich korespondencja urywa się niespodziewanie....

Amelie wyraźnie zaniepokojona tą sytuacją, zaczyna na własną rękę poszukiwania Melvina. To co odkryje i co stanie się potem, jest szokujące, dziwne i co najmniej irytująco-intrygujące. Nie mogę Wam tego zdradzić, bo zepsuję tylko radość z czytania.

Nie znajduję minusów. Może jestem mało obiektywna, po prostu uwielbiam Nothomb i każde literackie spotkanie z nią, budzi we mnie ogromne emocje i niepokoje. Czym się niepokoję? Nie umiem odpowiedzieć. Czasem tak po prostu mam. Jestem pewna, że znacie to uczucie niepokoju wywołanie klimatem jakieś powieści lub filmu bądź pasjonującego utworu... właśnie, to to!



Za egzemplarz bardzo dziękuję Panu Arturowi z Wydawnictwa Muza.

"Pod dwiema kosami czyli przedśmiertne zapiski Żywotnego Mariana" Danuta Noszczyńska

Wiele razy miałam przyjemność czytać wspomnienia spisane w formie pamiętnika przez kobiety. Zwykle były młode, rozczarowane miłością, rozgoryczone, ambitne lub też urodziły się w krajach, gdzie ich prawa nie były szanowane a one same balansowały na granicy życia i śmierci. A tymczasem - odmiana. 77-letni Marian, zgorzkniały i stetryczały chłop postanawia spisać dzieje życia swego - dla potomności.

Jego wielce bogobojne życie mijało swoim rytmem na maleńkiej wsi gdzieś w Polsce. Kiedy poznał i rozkochał w sobie młodą Apolonię, uznał, że odtąd jego życie będzie mlekiem i miodem płynące. Niestety, jako że życie to nie bajka, musiał zmierzyć się z szarością dnia codziennego. A na marudził się przy tym okrutnie. Twierdził, że żona przeistacza się w ślamazarę, sąsiedzi ciągle mu złorzeczą i robią na złość a ludzie bogaci to banda złodziei i chałaciarzy ( "co to pewnie w łapy dają naokoło ino patrzeć"). I tak dziadzina spisuje sobie swoje losy, myśląc, że dobiega kresu swych dni.

Powieść napisana jest językiem...chłopskim. Nie zabraknie tu takich kwiatków jak "przyszłem" czy "poszłem" bądź "ament w pacieżu." Czyta się to cudownie;) Albo pękałam ze śmiechu albo denerwowałam się na jego infantylność, zacofanie i głupotę. Marian to zdecydowanie facet starej daty, który żonę traktuje jak niewolnicę, ( na zasadzie "przynieś, zrób głupia babo, zamieć, zmyj, nie leń się obiboku") a sam przekonany jest o swej wyższości i wyjątkowości. Do tego wierzący jest okrutnie, bądź też wydaje mu się że jest. To ten typ, który gdy dowiaduje się o śmierci ateisty, cieszy się i twierdzi, iż to kara od samego Boga jest (nawet styl powieści mi się udzielił;)). Marian jest konserwatywny aż do bólu i wydaje mi się, że niestety takie osobowości po dziś dzień pewnie można spotkać w niejednej polskiej wsi.

Pomimo braku sympatii do samego Mariana, jego pamiętniki czyta się wyśmienicie. Rozumiem jego zachwyty nad życiem na wsi. Opisy wiejskiej przyrody i swojskiego jadła. Przerażał mnie jego stosunek do żony, dzieci i ludzi. Wszechwiedzący Marian z wiekiem wcale nie zyskał rozumu, a chyba nawet znacznie mu się pogorszyło:) Wielkie brawa należą się autorce powieści. Tak doskonale wczuła się w postać, że całkowicie zapomniałam o tym, iż Marian jest postacią fikcyjną. Na prawdę chylę czoła pani Danucie i polecam każdemu z Was. Duże emocje gwarantowane:)


Za egzemplarz bardzo dziękuję Pani Lidii z Wydawnictwa Sol.

8.25.2011

"Życie PRL. Praca. Rozrywka.Ludzie"



Życie w PRL-u? Jakie było? Niestety osobiście nie dane mi było się przekonać. Jednak sądząc po minach moich rodziców przeglądających tę książkę i entuzjastycznych okrzykach, które wtedy wydawali, sądzę, że okres ten przysporzył im wiele emocji i wspominają te lata z rozrzewnieniem. Osobiście uwielbiam filmy z tamtych lat - ten absurd, specyficzny humor i swojski klimat.

Wydawnictwo Demart wydało w tym roku serię "Encyklopedia PRL-u", w którego skład wchodzi właśnie "Życie PRL". Co znajdziemy w albumie? Przede wszystkim wspaniałe zdjęcia, oddające ducha tamtych czasów. Jedzenie na kartki, kilometrowe kolejki w sklepach i puste półki - to chyba najbardziej specyficzny obraz PRL-u. Oprócz zdjęć, mamy okazję poznać interesujące fakty, czasami bardzo zaskakujące i zabawne. Zastanawialiście się jak wtedy młodzież spędzała wolny czas? Gdzie chadzała i co było na topie? Młode dziewczyny słuchały Alibabek a chłopcy wzdychali do Poli Raksy. Dla tych, którzy nie znają tego z autopsji to z pewnością duża dawka ciekawej historii, podanej w bardzo czytelny i przystępny sposób.

"Życie PRL" to idealny prezent dla rodziców i dziadków, którzy być może czasem mają ochotę choćby na chwilę przenieść się w tamten świat. Moja mama z wypiekami na twarzy komentowała zawarte w albumie zdjęcia "Ojej..pamiętam", "Ale numer...ehh" czy też "To były czasy!" I właśnie tym ostatnim zwrotem zakończę recenzję - PRL! To były czasy! ;)

Za lekturę, która nie tylko mnie przyniosła uciechę, dziękuję Wydawnictwu Demart

Tytułem wstępu i o "Buszującym w zbożu" J.Salingera


Raz danego słowa powinno się dotrzymać;) Zapowiedziany mój udział w tym blogu należałoby wreszcie wcielić w życie. Chociaż, nie jest tak do końca, że nigdy tu nie pisałem. Owszem, pisałem - ale trochę w ukryciu. Poprawiałem też spacje i przecinki, powstawiane - rzecz jasna - nie tam, gdzie trzeba.

Jak wspomniała moja szanowna małżonka, będę pisał o książkach, gotowaniu i domowej produkcji alkoholu, chyba, że jeszcze coś innego przyjdzie mi do głowy.

Dziś będzie krótko, bo wiadomo - nieśmiałe początki.

Czytałem niedawno doskonałą książkę: "Buszujący w zbożu" J. Salingera. Czytałem o dobre 5 lat za późno. 5 lat temu nie byłem jeszcze pełnoletni, tak jak główny bohater - Holden Caulfield i można było jeszcze uratować we mnie coś z dzieciaka. To ostatnie to oczywiście żart, bo jak potwierdzi Kolmanka, dalej zdarza mi się być dziecinnym...
Wracając jednak do Holdena, to ciekawe co się z nim dalej stało, czy wreszcie dorósł (musieliby go chyba zmusić), czy może pozostał taki, jaki był (bardziej prawdopodobne). A był on typem wiecznego dziecka, ale nie takiego jak Piotruś Pan, co to lata po pokoju w rajtuzach, tylko dzieciaka odważnie sprzeciwiającego się światu.
Holden szydził z różnych ludzkich przywar i robił to świetnie! Od pierwszych linijek książki zapałałem wielką sympatią do tego koleżki i chyba to właśnie stanowi o sukcesie i popularności tej powieści - wyrazista i dająca się lubić główna postać.
Jakiś czas temu w wyborczych "Książkach" był tekst o lekturach w polskiej szkole, bodajże gimnazjum. Autor proponował "Buszującego w zbożu", a ja głosuję za. Zagłosuję nawet za kilka osób, jak to robili niegdyś niektórzy nasi posłowie. Czy doczekam się takiej zmiany i gimnazjaliści przeczytają kilka bluzgów i w wyobraźni zobaczą kilka obscenicznych obrazków (jakby nie mieli tego na co dzień poza szkołą), co i tak nie zmieni pozytywnego wpływu całej książki, czy dalej będą karmieni mickiewiczowskimi józiami i róziami, to nie zmieni to mojego postanowienia, że będę wciskał tę powieść każdemu nastolatkowi, jaki się napatoczy.
Niech gówniarz przeczyta wreszcie coś zabawnego i na swój sposób mądrego;)

A Ty, drogi czytający, również sięgnij po "Buszującego w zbożu" nawet jeżeli masz ze sto lat, na dobrą książkę nigdy za późno.

Howk!

8.23.2011

"Cudowne życia Staśka i innych aniołów" Teresa Anna Aleksandrowicz


"Teraz, kiedy życie dobiega kresu... nadszedł czas, żeby żyć"

Trzy miłe, starsze panie. Trzy historie życia. Wszystkie mocno doświadczone przez życie wiodą spokojny, acz ubogi żywot. Na pierwszy rzut oka widać, że ich codzienność wypełniają plotki o najnowszych lekach i porażkach sąsiadów. Jednak po bliższym poznaniu kobiet, widzimy jak wielkie mają serce i jak bardzo świadome są tego, że ich życie nie może przynieść im już zbyt wiele dobrego. Opiekują się Staśkiem- filozofem, który po śmierci matki, wpada w głęboką depresję i alkoholizm. Otaczają go troską, zapewniają pożywienie i modlą się o jego szybkie nawrócenie. A sam Stasiek? Wydaje się być dobrym człowiekiem, który zabłądził. Myślę, że z lenistwa i pesymizmu, godzi się na swój los.

Wielką zmianą w ich życiu, będzie pojawienie się dwóch postaci - starszego pana Michała oraz jego syna, słynnego muzyka-Jerzego. Okaże się, że szczęście może znaleźć człowieka w każdym wieku i być może spowoduje pewien przełom w życiu naszych bohaterów.

Kim są tytułowe anioły? Po pierwsze są to emerytki, które z matczynym niepokojem zerkają w stronę Staśka, opiekują się bezinteresownie bezdomnymi i gotują im obiady (mimo, że same narzekają na ubóstwo), leczą zranione psychicznie i fizycznie zwierzęta. Po drugie jest to sam Stasiek. Jedno trzeba mu przyznać, że stara się pomagać ludziom i najbliższym. Często jednak jest przy tym bardzo naiwny i w tym przypadku prowadzi to do niejednej tragedii. Po trzecie słowo "anioł" pojawia się jako nazwisko Michała i Jerzego.

Książka cudowna! Przepiękna, głęboka i mądra. Mówi o życiu, o dystansie do starości i strachu przed nią. Porusza temat zawistnego społeczeństwa, niewrażliwego na ludzką krzywdę. Traktuje o ludzkiej głupocie, zazdrości i pysze. Powieść jest czasami smutna, czasami prowadzi do wybuchu śmiechu, nakłania do refleksji. A już na pewno, bardzo długo pozostanie w mojej pamięci.


Za cudowną lekturę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

8.22.2011

"Rebecca" (1940)


Opis z Filmwebu:
"Młoda, naiwna kobieta (Joan Fontaine) zostaje żoną bogatego wdowca (Laurence Olivier) i staje się Lady de Winter. Zamieszkują w jego gigantycznej posiadłości. Wkrótce dowiaduje się, jak potężne piętno na mężu i służbie odcisnęła Rebeka - pierwsza żona Maxima. Czy uda jej się uporać z ponurą przeszłością?"


Ostatnie dwa dni spędziłam u najbliższych w Warszawie. Jako, że podzielam gusta filmowe z Madzią, zdecydowałyśmy się na seans z dreszczykiem. Oczywiście film mistrza - Alfreda Hitchcocka. Reżyser zdecydował się zekranizować powieść Daphne Du Maurier już po raz drugi (rok wcześniej nakręcił "Oberża Jamajka"). W 1941 roku"Rebecca" otrzymała Oscara za najlepszy film.

Mroczny mężczyzna...poprawka, mroczny, bogaty i przystojny mężczyzna nie może poradzić sobie po utracie ukochanej żony. Mimo, iż od jej tragicznej śmierci mija rok, żałoba i smutek na stałe zagościły w rezydencji Państwa de Winter. Nostalgia udziela się także dziwnie wyglądającej pokojówce - Pani Danvers. Jednak pewnego dnia los wydaje się być łaskawy dla Maxima de Winter. Poznaje on młodą, piękną dziewczynę i wkrótce potem bierze ją za żonę. Nowa pani de Winter czuje się jednak nieswojo w ogromnym domu. Przedmioty przypominające Rebeccę osaczają ją z każdej strony i przyprawiają o lęk. Z przerażeniem zauważa niechęć i nienawiść, z jaką obdarza ją pokojówka. Co jest tego przyczyną? Co na prawdę stało się z Rebeccą? Może mury starego domostwa skrywają mroczną tajemnicę?

Polecam!

8.19.2011

"Koniec wiosny w Lanckoronie" Agnieszka Błotnicka

Tytułowa Lanckorona to malowniczo położona wieś niedaleko Krakowa. Chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że autorka chcąc odejść od stereotypu słynnej Toskanii wybrała polskie klimaty. Do tego sielska okładka. A co w środku?

Schemat banalny - "jestem nieszczęśliwa, rozstałam się z facetem, rzucam pracę i hurra wyruszam w podróż życia". Książkowa Magda to typowa, młoda polka. Na co dzień pracuje w dużej firmie, boryka się ze swoją nadwagą i uwikłana jest w przedziwny związek. Wszystko zmienia się, kiedy wyruszają z ukochanym do Konstancina, odwiedzić znajomą parę. Wydarzenia, które tam zaszły namieszały w głowie Magdy i ni stąd ni zowąd wyjeżdża do Lanckorony aby odnaleźć zagubione "ja" oraz zrealizować marzenie o talii osy. Jakie wyciągnie wnioski? Co spotka ją w uroczym pensjonacie? Hmm...

Książka klimatem bardzo przypominała mi "Pensjonat Sosnówka". Piękne krajobrazy, pachnące piekarnie, przemili i z chęcią niosący pomoc ludzie. Zdecydowanie to powieść z klimatem. Denerwowała mnie jedynie postać ukochanego Magdy - Filipa. Przedziwny i jak dla mnie, bardzo niesympatyczny człowiek. Ahh no i zaskakujące zakończenie.

"Koniec wiosny w Lanckoronie" co prawda nigdy nie osiągnie statusu perły literatury współczesnej, ale jest świetnym relaksem i chwilą odprężenia w letni poranek/wieczór. Polecam czytanie jej na łonie natury.


Za egzemplarz dziękuję Księgarni Matras.



*Aktualizacja*

Chodzi mi po głowie od 2 tygodni... ;)


8.17.2011

"Smak dżemu i masła orzechowego" Lauren Liebenberg


Lauren Liebenberg zadebiutowała powieścią "Smak dżemu i masła orzechowego" w roku 2008 i tym samym została finalistką nagrody Orange Broadband Award. Autorka swe dzieciństwo spędziła w Rodezji i tam właśnie toczy się akcja książki. Czy zawarła w niej wątki autobiograficzne? Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie...

Spoglądamy na dzieciństwo 9-letniej Nyree i jej młodszej siostry Cii. Przypada ono na trudne dla Rodezji czasy. Walka z terrorystami, uporczywe susze, biedna, głód i strach przed wrogami. Dziewczynki jednak mają swój własny magiczny świat. Świat pełen wróżek, magii, wesołych pląsów i beztroski. Mimo wszystkich przeciwności losu, ich życie rodzinne jest przepełnione miłością, troską o siebie nawzajem i marzeniami. Nie ulega wątpliwości, że są ze sobą bardzo zżyte.

Spokój zaburza 14-letni Ronin, kuzyn dziewczynek, który pewnego dnia staje się jednym z domowników rodziny. W umyśle tego chłopca czai się coś mrocznego. Jego postępowanie mrozi krew w żyłach i wprowadza dziewczynki w osłupienie. Nastolatek zdaje się nie mieć sumienia, litości i współczucia. Drwi z cierpienia i krzywdy i sam ją zadaje. Siostry zaczynają żyć w lęku, strachu przed kolejnym dniem. Ronin szantażem stara się zdobyć władzę nad ich życiem. Kolejne "wybryki" chłopaka sprawiają, że wali się ich świat. Finał okaże się być bardzo tragiczny...

Biję pokłony w stronę autorki. W osłupienie wprawia to, w jaki sposób wprowadza nas w zaczarowany świat dzieciństwa Cii i Nyree a potem brutalnie pokazuje jak wiele może zmienić zło, czynione przez Ronina. Do tego na prawdę przepiękne opisy życia w Afryce, zwierząt, obyczajów i roślinności. Powieść napisana pięknym językiem. Niektóre zdania zapisałam nawet w zeszycie. Na dodatek wspaniała okładka ( niestety to dla mnie ważne;)).

Minusem jest słowniczek na końcu książki. Co chwilę musiałam przerzucać kartki i nieco wyprowadzało mnie to z równowagi. Wyjaśnienie słówek mogłoby znaleźć się w przypisach na końcu kartek. Więcej wad nie dostrzegam.

Gorąco polecam!


Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa.

"Przygody Pippi" Astrid Lindgren

Pippi Pończoszankę zna chyba każdy z nas. Nawet mój tata jest jej wielkim fanem. Astrid Lindgren opisała przygody rudowłosej buntowniczki w 1945 roku. Niedawno nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia ukazało się pięknie ilustrowane wydanie przygód Pippi. To wspaniały prezent dla dzieciaków i nie tylko, ponieważ w książce znajdziemy wszystkie 3 tomy powieści: "Pippi Pończoszanka", " Pippi na Południowym Pacyfiku" oraz "Pippi wchodzi na pokład".

Główna bohaterka ma 9 lat, siłę kilku dorosłych mężczyzn, marchewkowe warkoczyki, spryt i niewyparzony język. Mimo, że jest małą dziewczynką, całkiem dobrze odnajduje się w samodzielnym życiu razem z małpką Panem Nilssonem oraz koniem (którego bez większego trudu podnosi do samego nieba). Jej życie przepełnione jest przezabawnymi perypetiami, ale także niesie ze sobą sporo niebezpieczeństw. Jej ojciec, kapitan, pozostawił córce w spadku walizkę pełną złotych monet, na które nie jeden złodziejaszek ma ogromną chętkę. Pippi to silna osobowość, odrzucająca panujące konwenanse. Nie straszni jej bandyci, chuligani i przeciwności losu.

Całkiem niedawno znana polska aktorka - Pani Edyta Jungowska - użyczyła swego głosu do nagrana przygód Pippi w formie słuchowiska. Uwielbiam jej głos, pamiętam jak użyczała go również jednej z Atomówek, kojarzycie?


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia

8.16.2011

"The Addams Family" 1964-1966



Skoro ostatnio czytam tak wiele mrocznych książek, postanowiłam napisać o moim ulubionym serialu z dzieciństwa. Większość z nas dość dobrze zna rodzinę Addamsów z filmów nakręconych w latach 90-tych. Niewiele osób wie, że zostały one oparte na oryginalnym serialu z lat 60-tych!

Ogromny, przerażający i mroczny dom, a w nim pokręcona, dziwaczna, wręcz upiorna rodzinka. Żona Morticia pielęgnująca trujące i kolczaste rośliny. Ojciec Gomez - piroman, wielbiciel noży i sztyletów. Do tego dwójka masochistycznych dzieciaków i na deser szalony wujek i lokaj o wyglądzie Frankensteina. Do tego duża dawka humoru i absurdu. A możecie mi wierzyć, że ta najstarsza wersja przygód rodzinki jest najlepsza!

Do obejrzenia w sieci w języku angielskim:)

A Wy? Macie jakieś ulubione stare seriale z klimatem?



8.12.2011

" Wyznania księży alkoholików" Stanisław Zasada


Czym jest alkoholizm? Dla jednych jest to plugawy nawyk, oznaczający upadek moralny człowieka. Dla innych po prostu choroba, z którą należy walczyć. Dla jednych i drugich alkoholizm niesie za sobą upokorzenie, hańbę, wstyd i znieważenie. Co myślimy kiedy na ulicy mijamy człowieka, po którym ewidentnie widać, że pił? Myślimy: "menel", "żul" czy po prostu "pijaczyna". Autor książki sięga trochę dalej i stara się zrozumieć i pokazać nam inne oblicze alkoholików, nie tylko księży.

"Wyznania księży alkoholików" to obraz polskiego społeczeństwa. Bogobojnych księży, którzy bardzo często chcą być nie tylko duszpasterzem swoich parafian, ale także doskonałą duszą towarzystwa, taką "do tańca i do różańca"oraz zwykłych wiernych, którzy dostrzegają jego problem. Jak sami się domyślacie nie jest im łatwo. Mieli być pasterzami swojego stada, a okazują się być czarną owcą. W każdym przypadku ( a opisywanych w książce jest kilka) targają nimi potworne wyrzuty sumienia, smutek i niemoc. Z braku najbliższej rodziny przy swym boku łatwiej im popadać w nałóg. Najczęściej piją wieczorami... w samotności.

Dzięki tej lekturze zrozumiałam jakim poważnym problemem wśród księży (i nie tylko) jest alkoholizm. Jak trudno jest takiemu człowiekowi przyznać się ( przed samym sobą) do tej okropnej choroby. Jaką walkę muszą podjąć, aby z nią wygrać. A przecież to nie jest takie proste. Jak istotną rolę w tym wszystkim odgrywa otoczenie, ich wsparcie, pomoc i modlitwa. Smutna książka, otwierająca oczy na problematykę alkoholizmu w Polsce.


Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Znak

8.11.2011

"Kamuflaż" Ewa Ostrowska


"On jakby z wami grał w szachy. Jak w partii szachów przewiduje i wyprzedza każdy wasz ruch. Trzyma was w szachu swego doskonałego kamuflażu".

Ewa Ostrowska, autorka nie tylko psychologicznych thrillerów, ale i bajek dla dzieci, udowodniła, że przerażający i trzymający w napięciu kryminał spokojnie może konkurować ze słynną trylogią Larsona a nawet samą Christie.

Uwierzcie mi na słowo - "Kamuflaż" przyprawia o ciarki, o gęsią skórkę, miałam po nim najczarniejsze koszmary senne, jakie można sobie wyobrazić. A jestem osobą, która na horrorach ryczy ze śmiechu i czasami po prostu usypia z nudów. Nie tym razem.

Przenosimy się do Nevady, gdzie miasteczkowe życie płynie spokojnie i sielankowo. Do czasu...
Pewnego dnia w przedziwnych okolicznościach znika 6-letni Patrick. Rodzice wpadają w panikę, całe miasteczko pozostaje czujne, wszyscy włączają się w poszukiwania chłopca. Policja podejrzewa porwanie dla okupu. Ojciec chłopca jest bowiem wybitnym lekarzem, cieszącym się zaufaniem a ponadto jego konto w banku wzbudza spore zainteresowanie sąsiadów. Kidnaperzy jednak milczą. Po tygodniu matka Patricka dostrzega go, siedzącego w piaskownicy. Nadzieja pryska niczym bańka mydlana, kiedy okazuje się, że to manekin ubrany w ciuchy chłopaka z przylepionym do głowy skalpem chłopca... W mieście nastaje panika.

Straszne? Morderca nie poprzestaje na jednej zbrodni i jego kolejny mord okaże się jeszcze bardziej brutalny i okrutny. Dlaczego zabija? Czy ograniczy się tylko do małych dzieci? Kim jest? Jest jednym z mieszkańców, wzbudza ich zaufanie a oni, nigdy nie posądziliby go o jakiekolwiek akty przemocy. Z rozdziału na rozdział podejrzewałam kogoś innego. Kryminał jest tak perfekcyjnie napisany i genialnie przemyślany po to aby powodować niepokój i wzbudzać grozę u czytelnika. Prawda okazuje się zaskakująca.

Tylko dla czytelników o mocnych nerwach!

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Oficynka.

8.10.2011

Nowości

Na blogu kilka zmian i to nie tylko zmiana szablonu:)
Otóż mój mąż Filip od dziś ma tutaj specjalne miejsce w zakładce Kolman ;). I tym sposobem wyjaśnia się pochodzenie mojego blogowego przydomka. Jego imię z bierzmowania właśnie pochodzi od irlandzkiego świętego- Kolmana.
Pasjami mojego męża są nie tylko książki, o których będzie tu pisał, ale także domowy wyrób win, nalewek i ogólnie gotowanie.
Przygotujcie się na całkiem nowe emocje:)

Pozdrawiamy
Rodzina Kolmanów ;)

8.09.2011

Koszmarów cztery pary....

Nigdy w życiu nie zdarzyło mi się, abym po lekturze książki miała koszmary! Już dwa dni z rzędu po nocnym czytaniu "Kamuflażu" mam takie sny, że budzę się cała sparaliżowana. Znacie to uczucie odrętwienia? Coś strasznego.

Książka tak mnie wciągnęła, że jestem okropnie ciekawa kto jest sprawcą. Dziś od godziny 4 gapię się w sufit i boję się zasnąć, żeby znowu nie przyśniła mi się krew, martwe dzieci i tajemnicze postaci. Brrr

Miewacie tak czasem?

8.04.2011

"Klub filmowy" David Gilmour


Co może zrobić ojciec z nastoletnim, zbuntowanym synem, który najdelikatniej mówiąc, nie pała głębokim uczuciem do szkoły. Co więcej, myśli o jej porzuceniu? Może zaproponować mu pewien układ? Warunki są jasne i dość oryginalne. Ojciec zgadza się na porzucenie szkoły przez syna, kiedy ten, przez najbliższy czas, będzie oglądał z nim 3 filmy tygodniowo. Zapowiada się ciekawie, prawda?

Autor książki, David Gilmour z zawodu jest nie tylko pisarzem, ale także dziennikarzem telewizyjnym. W "Klubie filmowym" opisuje swoją własną, prawdziwą historię o tym, jak ojcowska miłość i wyrozumiałość potrafi wpłynąć na kształtowanie świadomości i światopoglądu 19 latka. Jesse jest typowym przedstawicielem swojego pokolenia: buntownik, zakochany w muzyce i nią żyjący, ulega pokusom jakim są narkotyki i alkohol i uważa szkołę za zło konieczne. Ojciec wybiera mu filmy dające do myślenia od klasyki kina, westerny, horrory po bardzo kiepskie produkcje. Po każdej projekcji oddają się rozmowie na temat scenografii, najlepszych momentów, aktorów (jest nawet mowa o A.Hepburn!) i życiowych wniosków, jakie na ich podstawie można wyciągnąć. Widzimy jak z filmu na film więź pomiędzy ojcem i synem staje się coraz silniejsza. W książce opisane są nie tylko konkretne produkcje i dyskusja na ich temat, ale także codzienne życie Jessa i Davida. Ich problemy, rozterki i radości.

Czy ten zabieg znacząco wpłynie na życie Jessa? A może tylko bardziej go rozleniwi? Książka jest świetna. Na jej końcu wymienione są tytuły wszystkich filmów w niej omawianych. Ja na bieżąco robiłam sobie notatki, które produkcje koniecznie muszę obejrzeć. Dla fanów kina to rewelacyjna pozycja.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Dobra Literatura


No i naszła mnie ochota na obejrzenie "Śniadania u Tiffaniego" po raz setny chyba. Swoją weselną fryzurę oparłam na stylu Holly. Przypomniało mi się, że pokazywałam Wam tylko zdjęcie w welonie, także nie było jak jej ocenić. Poniżej więc zamieszczam fotografię już po zdjęciu welonu:) Błagam, powiedzcie, że chociaż trochę to uczesanie przypomina lata 60-te:)

8.03.2011

"Dan in Real Life" (2007)

Kolejny dowód na to, jak ułomne tłumaczenie tytułu filmu może wpłynąć na jej postrzeganie przez widzów. "Ja Cie kocham a Ty z nim" - bo taki jest polski tytuł, (o zgrozo!) przywołuje mi na myśl jakąś kolejną, kiepską, amerykańską komedię o ckliwej miłości. Co gorsza nawiązuje do starszej produkcji z gatunku komedii romantycznej o dość podobnym tytule. Nic bardziej mylnego. Oba te filmy niewiele maja ze sobą wspólnego.

Dzięki zrecenzowanej niżej książce, postanowiłam zmierzyć się z "Dan in Real Life". Stanąć z nim oko w oko. I co? Dawno nie widziałam tak dobrego, ciepłego i zabawnego filmu. Mój mąż również był bardzo pozytywnie zaskoczony i przyznał, że warto było poświęcić na jego obejrzenie te 90 minut.

Historia ojca (trochę gapy, nieśmiałego, ciamajdy, ale też kochającego i wrażliwego), który po śmierci swojej żony samotnie wychowuje trójkę córek. Na co dzień pracuje w dziale porad psychologicznych w gazecie i cieszy się dzięki temu dość dużą popularnością i sympatią. Jednakże okazuje się, że sam nie do końca potrafi panować nad swoim życiem. Ba! W pewnej chwili zauważa, że nie ma tak dobrego kontaktu z pociechami, jaki chciałby mieć. Pewnego dnia wyjeżdżają na zjazd rodziny i Dan w księgarni poznaje uroczą Marie. Jak wielkie jest jego zdziwienie, kiedy okazuje się... że to narzeczona jego brata. Oczywiście wynikną z tego pewne komplikacje a finał okaże się... no właśnie... oglądajcie! ;)

Błagam Was, nie oceniajcie filmu po tytule. Ta ciepła komedia obyczajowa ukazuje, według mnie, przede wszystkim wartości rodzinne takie jak zaufanie, oddanie, szacunek i bliskość. Wynika z niego jasno, że rodzina jest najważniejsza, mamy ją tylko jedną i musimy o nią dbać, słuchać i pomagać jej. Cudowny film. Polecam:)

8.02.2011

"Popkultura. Pop czy kultura" Joanna Bogusławska


Czym jest popkultura? Ano, według większości z nas jest to rozrywka dla mas, relaks dla mało wybrednych, kultura trafiająca w przeciętne gusta. Według autorki książki współczesna popkultura ma do zaoferowania znacznie więcej i udowadnia nam, że może stać się źródłem do rozwinięcia wiedzy o kulturze wysokiej: teatrze, operze, literaturze, religii, muzyce czy socjologii.

Joanna Bogusławska swą analizę zaczyna od popularnych seriali produkcji amerykańskiej, takiej jak między innymi "Czysta krew" (True Blood). Próbuje zrozumieć jego fenomen, tłumaczy główne watki serialu, analizuje grę aktorów i szał, jaki ostatnio panuje na wampirze tematy. Doszukuje się także podobieństw i różnic między tą produkcją a słynną sagą o miłości Edwarda i Belli. Jej analiza doprowadza ją do konkluzji, że obecnie w sitcomach, remakach i innych "tasiemcach", reżyserzy i scenarzyści nawiązują do znanych postaci, produkcji filmowych, wydarzeń i książek. Ten kto nie jest z nimi zaznajomiony, może nie zrozumieć zabawnego gagu czy żartu sytuacyjnego (ja sama często obserwuje ten zabieg w "Kochanych kłopotach"). Czytelnik uświadamia sobie, że jest przesiąknięty popkulturą, czy tego chce czy nie:)

Autorka wspomina także o serialach "The Office", "Californication" (przyznam, że nie znam tych seriali i nigdy o nich nie słyszałam), a także o amerykańskim kinie niezależnym i takich filmach jak "Mała miss" czy też "Ja Cie kocham a ty z nim" (po raz kolejny polskie tłumaczenie oryginalnego tytułu rozbawiło mnie do łez;)). Udowadnia, że niewielkim kosztem , można w Stanach nakręcić filmy, które bawią i nie są banalne zarazem. Dziwi ją fakt ogromnej popularności filmów masowych, często kręconych bez pomysłu a za to ogromnym nakładem pieniężnym.

Pani Joanna sięga także nieco głębiej w stronę książek i muzyki. Pochyla się nad ogromną popularnością S. Kinga a także nad upadkiem, niecodziennego zespołu The Tea Party. Czy ignorowanie dzieł popkultury może być dla nas szkodliwe? Czy to właśnie one prowadzą nas ku poznaniu kultury wysokiej?

Na te i inne pytania odpowie Wam lektura tej pozycji. Pochłonęłam ją błyskawicznie. Jestem pod ogromnym wrażeniem stylu pisania autorki. Jest inteligenty, bystry i błyskotliwy. A przede wszystkim nie pozwala się oderwać i nie męczy.

Polecam nie tylko fanom popkultury. Ja nim nie jestem, a książka jestem zachwycona.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Novae Res

8.01.2011

Psychoza (1960)

Kino grozy z lat 60-tych w reżyserii mistrza gatunku - Alfreda Hitchcocka (swoją drogą mój dziadek jest oszałamiająco do niego podobny, nie wiem czy bym ich odróżniła stojących obok siebie). Sam reżyser twierdzi, iż film musiał powstać jako czarno-biały, gdyż w innym wypadku byłby... za krwawy. Hmm jak wiele zmieniło się w światowym kinie od tego czasu ;)

Główna bohaterka filmu, Marion, postanawia wykorzystać nadarzającą się okazję i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: uciec do sekretnego kochanka i pomóc mu w problemach finansowych. Znużona po długiej i deszczowej podróży postanawia zatrzymać się w przydrożnym motelu. Jeszcze nie wie, jak zgubna będzie to decyzja.

Film z pewnością trzyma w napięciu aż do ostatniej minuty. Ciężko mi powiedzieć, że drżałam ze strachu i ze zdenerwowania obgryzałam paznokcie. Obejrzałam go głównie dlatego, że często się mówi o nim jak o klasyku, który wywarł ogromny wpływ na przyszłe filmy tego gatunku. Co ciekawe, w tym filmie po raz pierwszy podobno ukazano kobietę w samej bieliźnie. Ech, w dzisiejszych horrorach, kobieta w bieliźnie należy do rzadkości a eksponowana jest niewiasta w pełnej krasie (często nie sama), co zapewne ma odciągnąć uwagę widzę od kiepskiego scenariusza;)

Warto obejrzeć i samemu się przekonać.

ps: Gratka dla miłośników cudownej Audrey. W najnowszym numerze "Zwierciadła" artykuł o Hepburn wraz z pięknymi zdjęciami.

"Za oknem cukierni" Sarah-Kate Lynch

Być może to zabrzmi banalnie, ale uwielbiam książki, w których główny bohater porzuca dotychczasowe życie i wyrusza w siną dal:) W "Za oknem cukierni" poznajemy Lily - kobietę w średnim wieku, bizneswoman, silną, niezależną, z nienaganną figurą. Lily całkiem przypadkiem odkrywa głęboko skrywany sekret swego męża. Okazuje się, że ma kochankę daleko w Toskanii. Co więcej, doczekał się z nią potomstwa. Kobieta przeżywa szok (trudno jej się dziwić) i od wpływem emocji i sporej dawki alkoholu postanawia sama udać się na wyprawę do tego uroczego zakątka Włoch.

Kiedy już dociera do celu podróży (oczywiście nie obywa się bez drobnych kłopotów), trafia na nocleg do dwóch sióstr - Luciany i Violetty. Kobiety przed laty prowadziły świetnie prosperującą cukiernie i zachwycały okolicę aromatycznymi wypiekami. Dziś jednak, jako starsze panie, założyły Ligię Owdowiałych Cerowaczek. Wdowy z całej okolicy spotykają się w tajemnicy, cerują skarpety i omawiają zawiłe plany swatania samotnych i zranionych serc.

Co wyniknie z tej kombinacji? To już musicie doczytać sami. Książka wydaje się być idealna na lato (chociaż coraz częściej mówi się, że piękną jesień mamy w te wakacje;)). Zafascynowały mnie liczne opisy przyrody, mieszkańców czy nazwy potraw w języku włoskim. Klimat jest nieco zbliżony do "Pod słońcem Toskanii" a miejscami do "Czekolady". Z pewnością byłby to świetny materiał na film.

Przejdziemy teraz do minusów. Ostatnie 30 stron mocno mnie zirytowało. Nie mogę Wam zdradzić dlaczego, bo popsuła bym czytanie przyszłym nabywcom książki. Wybaczyć zdradę mężowi wydaje się być czynem szlachetnym i miłosiernym. Ja na tym etapie swojego życia, nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiej sytuacji. Jednak to co zrobiła (na szczęście nie w odwecie) Lily i wnioski jakie z tego wyciągnęła powaliły mnie na ziemie. Końcówka książki nadaje się do programu Ewy Drzyzgi...


Mimo irytującego i nierealnego dla mnie zakończenia, książka jest ciepła, pogodna i bardzo wciągająca. Jestem pewna, że spodoba się szerokiemu gronu czytelników.


Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i s-ka.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...